24 sierpnia 2015

Stambuł cz.4.: Heybeliada i Złoty Róg

Ten dzień, zgodnie z programem autorstwa Dwunastolatka, spędzamy na pokładach wszelkiej maści statków. Oraz degustujemy baklavę.


Rano wyruszamy z przystani Kabatas na wyspę Heybeliadę, tym razem na pokładzie eleganckiego, klimatyzowanego katamaranu. Automat na bramkach potrąca nam z konta po 7,80 Tl (auć). W około 20 minut docieramy do portu na wyspie. Zauważamy zgodnie, że z rejsu katamaranem nie ma żadnej frajdy – ot, jedzie się jak autobusem, bez możliwości wyjścia na odkryty pokład.

Heybeliada 

Z mojego przewodnika:

Heybeli (Chalki), druga co do wielkości Wyspa Książęca, a zarazem historyczny ośrodek społeczności greckiej, zasłynęła na forum międzynarodowym w związku z tutejszym Wyższym Seminarium Duchownym Patriarchatu Ekumenicznego, które zostało siłą zamknięte przez rząd turecki w 1971 r. Urocza skądinąd wysepka ma niewielki port z ocienioną platanami promenadą, otoczoną restauracjami i kafejkami, a także sporo zabytkowych drewnianych yalí. Nad zabudową i zielonymi lasami wyspy górują zabudowania Seminarium Teologicznego Patriarchatu Ekumenicznego, znanego jako Seminarium Chalki, główna uczelnia teologiczna prawosławia. Powstało ono w 1844 r. na szczątkach fundowanego w IX w. monastyru Trójcy świętej, jednak trzęsienie ziemi w 1894 r. zniszczyło wszystkie budynki. Odbudowano je w dwa lata, w po półwieczu odnowiono. Absolwentami seminarium było wielu prawosławnych teologów, filozofów i duchownych, m.in. obecny Patriarcha Bartłomiej I. Dziś nieczynna uczelnia jest celem pielgrzymek Greków z całego świata. Na Heybeliadzie jest pół tuzina greckich kościołów, z których najcenniejszy, XV-wieczna Panagia Kamariotissa, stoi na terenie Akademii Morskiej nieopodal portu. Uczelnia zajmuje dawną rezydencję Patriarchy Karadjasa z końca XVIII w.

Oczywiście po Heybeli nie kursują żadne pojazdy spalinowe - są tylko różnego rodzaju elektryczne jednoślady (widzieliśmy też pomysłowy bagażowy meleks) i oczywiście wszechobecne dorożki. Oraz rowery. Te ostatnie jednak mają trudniej, gdyż wyspa jest mocno pofałdowana i ma liczne strome podjazdy. Dla nas Heybeli jest wyspą marynarzy – tuż obok portu jest szkoła morska. W okolicach portu przechadzają się grupkami młodzi chłopcy i dziewczęta w szalenie twarzowych śnieżnobiałych uniformach. Marynarze zaanektowali spory kawałek wybrzeży wyspy, które w związku z tym są niedostępne dla zwykłych śmiertelników.

Okręty u wybrzeży Heybeli

Plaże w zachodniej części wyspy; na wzgórzu monastyr Agia Triada: słynna grecka akademia teologiczna
Dobrą asfaltową drogą wzdłuż terenów jednostki wędrujemy w kierunku plaż, reklamowanych na kolorowych plakatach. Po kilku minutach marszu wchodzimy w jasny las, w którym rosną dęby i sosny. Ze zdumieniem spostrzegam, że runo tworzy zielony dywan czystka, który pachnie intensywnie i wydziela lepki sok.

Las na Heybeli z łanami pachnącego czystka

 Zbieram bukiet na herbatkę. Po następnych kilku minutach dochodzimy do bramy opuszczonego sanatorium – widma. Budynki toną wśród zarośli na nadmorskiej skarpie. Jedynym człowiekiem na tym pustkowiu jest strażnik oglądający telewizję na abstrakcyjnej portierni. Wyobrażam sobie, że jest to jedno z dawnych greckich sanatoriów wyspy, którego właściciele opuścili to miejsce w obliczu restrykcji gospodarczych.  Na polance przed bramą urządzono miejsce na piknik: siadamy przy drewnianym stole i podziwiamy widoki na morze i wybrzeża nieodległej Bülyükady. Po chwili idziemy dalej: droga zbiega z nadmorskiej skarpy do zatoczki, w której są te reklamowane w porcie plaże. 

I tu wielkie zdziwienie: w całej zatoczce nie ma ani kawałka dzikiego dostępu do morza. Wejście na trochę lepiej zagospodarowaną plażę po lewej stronie kosztuje 30 Tl od osoby, a na zwykłą plażę o pylistym piachu po prawej stronie – 20 Tl. 

Żadna z plaż nie jest tak zachęcająca, by skłonić nas do pozostania. W tym miejscu asfaltowa droga praktycznie się kończy – dalej jest bity trakt, prowadzący w kierunku monastyrów. Wędrujemy przez las z powrotem do portu.
Miasteczko jest ciche, urocze i pełne zabytkowych drewnianych willi w zielonych ogrodach – standard na Wyspach Książęcych, jak zauważyliśmy.

Biała yali - zabytkowa willa na Heybeli

Siadamy w kafejce nadmorskiej, zamawiam sahlep. Ten pyszny, waniliowy napój o konsystencji rzadkiego budyniu zachwycił mnie przed laty w jesiennym Kairze (tam mówili nań: sahlab; później przeczytałam, że wytwarzany jest ze zmielonych korzeni pewnego gatunku orchidei), toteż zamówiłam go natychmiast wiedząc, że z pewnością zasmakuje Dwunastolatkowi. Później wszędzie pytaliśmy o sahlep, ale nigdzie go nie podawano. W jednej z kafejek kelner wyjaśnił mi, że jest to napój zimowy i o tej porze już go raczej nie uświadczymy...

Siedząc przy stoliku przy promenadzie nadmorskiej obserwowaliśmy przypływające stateczki i różne scenki rodzajowe z udziałem chłopców (i dziewcząt) w śnieżnobiałych mundurach. Widzieliśmy, jak witali przypływających w odwiedziny bliskich, jak marynarze zdejmowali czapki i zakładali je swoim synkom lub braciom, jak z ożywieniem opowiadali o swoich sprawach.


O 14.05 wsiedliśmy na statek i popłynęliśmy w drogę powrotną, oglądając jeszcze raz porty i plaże mijanych wysp. 

Eminönü i most Galata
Z mojego przewodnika:
Eminönü to dzielnica położona na brzegu historycznego półwyspu u wejścia do zatoki Złoty Róg jest ruchliwą, zdominowaną przez bazary i sklepiki (a także przez port i dworzec autobusowy) częścią starego Stambułu. Dominantę krajobrazu Eminönü stanowi monumentalny meczet Yeni oraz gwarny most Galata u jego stóp. W uliczkach pnących się od Bazaru Korzennego ku zespołowi meczetu Sülejmaniye zachowało się sporo atmosfery dawnego Stambułu z maleńkimi warsztatami, ulicznymi studniami, drewnianymi domami i ulicznymi sprzedawcami herbaty.
 Nad Eminönü i mostem Galata góruje imponująca bryła Yeni Valide Camii, czyli Nowego Meczetu Królowej Matki – czwartego co do wielkości w mieście. Budowa świątyni, firmowana przez dwie Valide: Sâfiye Sultan (matkę Mehmeda III) i Turhan Hatice (matkę Mehmeda IV) trwała z przerwami 66 lat, do 1663 r. W miejscu, gdzie stoi świątynia, była przedtem gmina żydowska, której mieszkańcom trzeba było wypłacić odszkodowania a synagogę wyburzyć. Wielkim wyzwaniem dla architektów było położenie na niestabilnym nadmorskim gruncie, które wymagało niebywale głębokich fundamentów. Pierwszym spośród kilku budowniczych był Davut Ağa, następca Sinana, który wzorował się na jego meczecie Şehzade. I tutaj kopułę główną wspierają półkopuły (tym razem cztery), a w miejscu zetknięcia świątyni i dziedzińca strzelają w niebo dwa wysmukłe minarety. Rozległe otwarte wnętrze, w dolnej części wyłożone biało-niebiesko-zieloną glazurą, w górnej pokryto barwnymi arabeskami. Ciekawostkę stanowią kolumny, na których wspiera się galeria: zostały ponoć sprowadzone z Troady Aleksandryjskiej nieopodal Troi.
Na tyłach meczetu znajduje się ogród zmarłych, pośrodku którego wznosi się okazałe ośmiokątne, ozdobione glazurą mauzoleum Turhan Hatice – energicznej Rosjanki, żony sułtana Ibrahima, która należała do najbardziej wpływowych kobiet imperium osmańskiego. Zanim wznowiono prace przy budowie meczetu, kazała wznieść dla siebie pawilon w bezpośrednim sąsiedztwie, aby osobiście nadzorować ich przebieg. Pierwotnie wokół meczetu stał zespół budynków socjalnych: szkoła, szpital i hammam, z których nic się nie zachowało. Przetrwał natomiast nakryty kopułą budyneczek na rogu ulicy naprzeciw cmentarza – dawne mieszkanie astronoma-astrologa, który stawiał sułtanom horoskopy i określał pory wschodu i zachodu słońca w ramadanie.

Dzielnica Eminönü widziana z mostu Galata 
Z portu Kabataȿ pojechaliśmy tramwajem do Eminönü. Z tamtejszej przystani (a dokładniej z terminalu nieco w głębi Złotego Rogu, na wysokości dworca autobusowego) odpływają kursowe statki w rejs po tej zatoce, aż pod wzgórze Pier Loti i do meczetu Sultan Eyüp. Okazało się, że statek „uciekł nam” 5 minut, a następny płynie za godzinę. W sam raz, aby wstąpić na słynny balik ekmek – rybę w chlebie, lub też rybny hamburger  – serwowany z nieco kiczowatych, „osmańskich” łodzi przycumowanych pod mostem Galata. Most, spinający brzegi Złotego Rogu między Perą a Eminönü jest niezwykłym miejscem. Po jego jezdniach suną samochody i tramwaje, a na skraju szerokich chodników, po których przelewa się niekończący tłum, z niezmąconym spokojem stoją wędkarze, łowiący ryby w wodach Złotego Rogu. Dolną kondygnację mostu zajmują restauracje (tańsze i droższe), które serwują głównie potrawy rybne, na czele z balik ekmek. Przy wejściach na most z obu stron, w podziemiach, rozlokowały się plejady sklepików z różnymi drobiazgami, z przewagą akcesoriów do telefonów komórkowych. Zauważyliśmy tam ciekawą rzecz: punkt doładowywania baterii. Jeśli pada ci komórka, możesz podłączyć się do skrzynki z wystającymi wszystkimi możliwymi wtyczkami i za 5Tl podładować baterię.
Z dolnej kondygnacji mostu, zwłaszcza tej po stronie zachodniej, rozpościerają się świetne widoki na Złoty Róg.

Złoty Róg i Pera widziane z mostu Galata
Z mojego przewodnika:
Wiecznie tętniący życiem most Galata nad Złotym Rogiem jest nieodłączną, choć zmienną częścią panoramy starego Stambułu. Obecna konstrukcja jest trzecią z kolei, łączącą Eminönü z Galatą po drugiej stronie zatoki. Pierwszy, drewniany most zbudowała Bezimalem Valide Sultan, matka Abdüla Mecida I w 1845 r. W 1912 r. zastąpiono go stalowym mostem pływającym, niezbyt pięknym, ale charyzmatycznym, wiecznie okupowanym przez wędkarzy i tłumy spacerowiczów. Po kilku dekadach staruszek nie wytrzymywał już natężenia ruchu drogowego, toteż zastąpiono go nowym, równie niepięknym, który przejął tradycje ulubionego miejsca spotkań. Współczesny most ma cztery pasy ruchu, szerokie chodniki (i balustrady, z których tradycyjnie zwieszają się setki wędek), a w „dolnej kondygnacji” pasaż z mnóstwem knajpek, serwujących najczęściej ryby. Pośrodku mostu są cztery masywne filary tworzące śluzę, przez którą mogą przepływać nawet duże statki (wtedy części pomiędzy filarami podnoszą się w dwie strony).

Schodzimy do Eminönü, przysiadamy w restauracyjce na nabrzeżu, do którego przycumowana jest złocista łódź. Na łodzi jest wielki grill, na którym pieką się ryby. Niezwykłe jest to, że owa pływająca kuchnia dość mocno buja się na falach Złotego Rogu, co wydaje się zupełnie nie przeszkadzać kucharzom, uwijającym się jak w ukropie, aby obsłużyć tłumy klientów oczekujących na brzegu.

Tłumy amatorów ryby w chlebie
Kuchnia turecka oferuje zadziwiającą ilość fast foodów – zdrowych i smacznych, w przeciwieństwie do zachodnich odpowiedników. Stambuł ma swoją specjalność, opiewaną w literaturze, zwaną po prostu balík ekmek – ryba w chlebie. Na przycumowanych przy moście Galata nieco kiczowatych, jaskrawo pomalowanych i oświetlonych kutrach, nierzadko mocno rozkołysanych przez fale, roześmiani mężczyźni w złocistych osmańskich uniformach grilują smakowite tłuste palamuty, ryby łowione w Bosforze. Świeżo zdjętą z grilla rybę wkłada się w przekrojony bochenek chrupiącego białego chleba, dodaje plasterków cebuli, pomidorów i sałaty i powstaje znakomita, sycąca i tania kanapka.


Balik ekmek przy moście Galata
  Zamawiamy i my balik ekmek – czynię to od lat w tym miejscu i zauważam, że świat schodzi na psy. W 1993 roku rybie towarzyszył znakomity chleb i duża ilość surówki, w 2008 surówka była mniej urozmaicona; dziś mamy tylko średniej jakości wypiek i rybę bez żadnych dodatków (w cenie 8 Tl). W pewnym momencie w gardle Dwunastolatka utyka ość i od tej pory przez najbliższą dobę mamy problem. Udaje się go rozwiązać przy pomocy pogniecionego liścia czystka, który uwalnia przełyk (i nas oboje) od cierpienia.

Haliç czyli Złoty Róg

Z nieszczęsną ością w gardle udajemy się na pobliską przystań (na wysokości dworca autobusów miejskich), z której odpływają rejsowe statki w głąb Złotego Rogu, do przystani Sultan Eyüp. Automat przy wejściu do malutkiego, zabytkowego terminalu potrąca nam bodajże ok. 3Tl od osoby.


 Po chwili pojawia się nasz statek (który przypłynął z Üȿküdaru na azjatyckim brzegu przez Karaköy). Wsiadamy i wraz z barwnym międzynarodowym tłumkiem turystów oraz licznymi autochtonami zaczynamy rejs od jednego brzegu zatoki do drugiego. Złoty Róg jest wąską, głęboką zatoką u ujścia dwóch rzek, o szerokości 200-700 m, wciętą w ląd na 8 kmNa jego brzegach znajduje się w sumie sześć przystani (Eminönü, Kasimpașa, Hasköy, Ayvansaray, Sütlüce i Eyüp) – odległych o 5-10 minut rejsu jedna od drugiej. Obok Hasköy z wody wystaje... prawdziwa łódź podwodna. Należy ona do eksponatów bardzo atrakcyjnego muzeum Rahmi Koç, utworzonego w dawnych magazynach Tekel i stoczni Hasköy. Zbudowana w stoczni Portsmouth w 1944 r. ma 93 m długości i waży 2400 ton. Po walkach z Japonią podczas II wojny została przekazana Republice Tureckiej, pod której banderą służyła przez 30 lat...

Złoty Róg z pięcioma wzgórzami historycznego Konstantynopola
Z pokładu stateczku rozpościerają się piękne panoramy siedmiu wzgórz starego Konstantynopola po jednej stronie i Pery po przeciwnej. Zachodzące powoli słońce ozłaca widoki.

Agia Sofia "posadzona" na wantach mostu nad Złotym Rogiem
Na końcowej przystani Eyüp okazuje się, że musimy opuścić pokład i wejść na nowo przez bramki. W sumie cały rejs trwa godzinę i pozwala nacieszyć się widokami i odetchnąć na wodzie. Wracamy do Eminönü a tam wpadamy na pomysł, by wsiąść do „naszego” zielonego metra na stacji Haliç, która znajduje się dokładnie pośrodku specjalnie zbudowanego mostu nad Złotym Rogiem. Dojście z przystani brzegiem zatoki zajmuje nam 15 minut – z mostu rozpościerają się świetne widoki (do pewnego momentu, gdyż na wysokości stacji most jest zabudowany i nic nie widać. Po chwili wsiadamy do metra i jedziemy do „naszej” stacji Haciosman, a stamtąd autobusem 25T do Sariyer. (Ta wersja dwudziestki piątki jedzie przez długi tunel i wyjeżdża na zachodnich obrzeżach Sariyer.) 

Wieczór w Büyükdere
Na koniec dnia spacerujemy nad Bosforem, nad którym świeci księżyc i zapalają się gwiazdy. W Büyükdere wstępujemy do malutkiej rodzinnej lokanty przy głównej ulicy i zamawiamy pyszny gulasz z bakłażana padlidzani i pilaw z bulguru na wynos (w sumie 15 Tl). Do tego w maleńkiej rodzinnej piekarni nieopodal kupujemy świeżutką pide prosto z pieca (1,5 Tl). Z wymienionych składników komponujemy pyszną kolację w naszym krużganku. Po kolacji słuchamy ostatniego nawoływania muezzina a potem idziemy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz