31 lipca 2015

Limnos: psarosoupa kakavia

Zachód słońca na wyspie Limnos: za morzem Święta Góra Athos
Podróżując po Limnos przyjechaliśmy do wioski Moudros, położonej nad głęboką zatoką pośrodku wyspy. Chcieliśmy odwiedzić cmentarz aliancki z czasów I wojny. Tymczasem w wyniku niezbyt czytelnego oznakowania terenu dotarliśmy do portu Moudros – malutkiej przystani okolonej tawernami. Na przystani poczytaliśmy tablice pamiątkowe głoszące, że pochowani na wyspie alianccy żołnierze przewożeni byli okrętami sanitarnymi z bitwy o (nieodległą) cieśninę Dardanele i że okręt-szpital stał zacumowany w tej zatoce, nad którą właśnie stoimy. Było upalne popołudnie, a z tawern dobiegały smakowite zapachy. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na obiad. Wybraliśmy tawernę Galazio Limani, o rustykalnym klimacie i sympatycznej obsłudze. Na tablicy przed wejściem przeczytałam, że specjalnością tawerny jest zupa rybna kakavia w lokalnej odmianie.  Zamówiliśmy więc zupę i jeszcze cieniutką, długą fasolkę szparagową, która wyglądała niczym zielone spaghetti. 

W tawernie Galazio Limani
Zupa okazała się omalże daniem jednogarnkowym – podano ją na dwu talerzach. Na pierwszym była zupa z kilkoma kawałkami ziemniaka a na drugim okazałe dzwonko rybne (bodajże z miecznika) z dodatkiem ugotowanych warzyw. Zupa miała delikatny, aksamitny smak z leciutką nutką rybną. Andrzej zdziwił się, że „w ogóle nie czuć rybą”. Gotowana w towarzystwie dużej ilości warzyw ryba smakowała wybornie. Cudownie przyrządzona, chrupka i jednocześnie mięciutka fasolka na ciepło, skropiona oliwą dopełniła całości.

A oto przepis:

Zupa rybna kakavia
porcja dla 6 osób
1 kg dużych i małych świeżych ryb morskich
2 cebule (obrane, pokrajane w plasterki)
2 marchewki (obrane, pokrajane w talarki)
2 ziemniaki (obrane, pokrajane w cząstki)
1 pęd selera naciowego (drobno pokrajanego)
2 pomidory (obrane ze skórki, posiekane)
1 ząbek czosnku (roztartego)
½ szklanki oliwy z oliwek
1 szklanka białego wytrawnego wina
2 liście laurowe
ewentualnie szczyptę szafranu
oraz
½ pęczka natki pietruszki
sok z 1 cytryny
sól, pieprz

Ryby sprawić, opłukać. Najmniejsze, które mają dużo ości, wypatroszyć pozostawiając płetwy i ugotować osobno przez 30 minut. Odcedzić i zachować tylko wywar. Do wywaru włożyć cebulę, czosnek, pomidory, seler, marchewki i liść laurowy. Gotować przez 25 minut. Następnie dodać ziemniaki i ułożyć na nich dzwonka dużych ryb. Dodać oliwę, wino, 1 łyżeczkę soli i tyle wody, aby dobrze zakryła ryby. Gotować przez ok. 20 minut (aż mięso ryb będzie miękkie). Przed podaniem przyprawić sokiem z cytryny, świeżo zmielonym pieprzem i natką pietruszki. Rybę i warzywa można podać na osobnym talerzu.


Talerz nr 1.: ugotowana ryba z warzywami
Talerz nr 2.: Bulion rybny z ziemniaczkiem i odrobiną marchwi

28 lipca 2015

Stambuł cz.3: "historyczny półwysep"

Dzień 4.
Tego dnia wstaję wcześnie, piję herbatę jaśminową, potem wychodzę do miasteczka na poranne zakupy (pide, jogurt, pomidory, papryka, masło). Przygotowuję śniadanie na słonecznym patio, Dwunastolatek w międzyczasie wychodzi z pieleszy. Zjadamy trochę kaszy z jogurtem i pide z masłem orzechowym (ciekawe, czy Turcy znają takie zastosowanie chleba ramadanowego?), ruszamy w miasto. Pogoda świetna – świeci słońce, ale bez upału. Naszym dzisiejszym celem jest tzw. historyczny półwysep.

Najeżona minaretami panorama historycznego półwyspu widziana ze wzgórza Pierre Loti nad Złotym Rogiem
Z przewodnika:
Półwysep położony na południe od Złotego Rogu z wielkimi dzielnicami Eminönü i Fatih, odpowiada  historycznemu Konstantynopolowi i jest zarazem początkiem miasta w czasowo-przestrzennym ujęciu. Jego najbardziej wysunięty przylądek, tzw. Seraglio Point to zielone wzgórze górujące ponad wodami Morza Marmara, Bosforu i Złotego Rogu, na którym kolejni władcy wznosili swe potężne rezydencje. Dziś nad cyplem piętrzą się kopuły pałacu Topkapí; dalej ciągnie się opiewana panorama historycznego Stambułu, głaszcząca niebo niezliczonymi kopułami i kłująca je lasem minaretów. 

Kopuły pałacu Topkapi na "czubku" historycznego półwyspu
Z Seraglio Point sąsiaduje Sultanahmet, dzielnica zabytków i muzeów skupionych wokół bazyliki Agia Sofia. Dalej rozciąga się Beyazít z Wielkim Bazarem, Uniwersytetem Stambulskim i monumentalnym zespołem meczetu Süleymaniye. Nadmorska dzielnica Kumkapí nieopodal to bizantyjski port rybacki a obecnie znane skupisko restauracji rybnych i wieczornej rozrywki. Tahtakale po przeciwnej, północnej stronie półwyspu, to dzielnica bazarowa, o lokalnym kolorycie silniejszym niż sąsiednie bazary Eminönü i Beyazít. Aksaray w okolicach Akweduktu Valensa słynie z tanich hotelików i sklepów z konfekcją. Ayvansaray opiera się o dawne bizantyjskie mury i Złoty Róg; pobliski Balat to dawna dzielnica Żydów, Ormian i Greków, kryjąca w labiryncie uliczek świątynie tych wyznań. Sąsiedni Fener na brzegu Złotego Rogu, dawniej zamieszkiwany przez Greków, pozostał siedzibą Patriarchy Konstantynopola i enklawą greckich cerkiewek. Fatih na szczycie wzgórza ponad Fenerem jest dla odmiany ostoją pobożnych muzułmanów, gdzie na ulicach częściej niż gdziekolwiek można spotkać kobiety ubrane od stóp do głów w czarny çarşaf. Podobnie jest na terenie dzielnicy Eyüp położonej na zielonym wzgórzu nad Złotym Rogiem, już poza murami historycznego półwyspu.

Morze kopuł wokół meczetu Suleymaniye
W Kabataș wsiadamy do tramwaju z zamiarem odwiedzenia meczetu Süleymaniye. Chcę pokazać synowi, w jaki sposób realizował się socjalistyczny ustrój imperium osmańskiego. Monumentalna świątynia, dzieło Sinana, otoczona jest bowiem zespołem budynków nakrytych wielką liczbą większych i mniejszych kopuł, należących do jednego z największych i najlepiej zachowanych stambulskich küllye – „zapleczy socjalnych” meczetu. W jego skład wchodziły m.in. szkoła, szpital, bazar, łaźnie, kuchnie dla biedoty itp. Küllye, nastawione na działalność charytatywną (finansowaną z „obowiązkowego” bazaru) stawało się automatycznie jądrem dzielnicy; w jego bliskości ludzie chętnie stawiali domy.

 Z przewodnika:
Wokół meczetu stoją liczne budowle, również zaprojektowane przez Sinana. Większość zostanie zapewne odrestaurowana podczas gruntownego remontu, jakiemu poddawany jest cały zespół architektoniczny. Naprzeciw głównej bramy meczetu stoją dwa okazałe, kryte licznymi kopułami budynki. Pierwszy to tabhane, dawna gospoda dla podróżnych (największa w mieście), drugi to imaret – kuchnia dla ubogich z okolicy, studentów, nauczycieli, pacjentów szpitala i lekarzy oraz podróżnych (którzy mieli prawo do trzydniowego darmowego wiktu). 
Złoty Róg i Pera widziane z kullye meczetu Sulejmana
W pierwszym działa dziś elegancka restauracja z cienistym letnim dziedzińcem otoczonym portykiem z kopułami (W upalne popołudnie można przysiąść tu na filiżankę mocnej tureckiej herbaty.); w drugim nastrojowa kafejka – również na porośniętym starymi drzewami dziedzińcu – gdzie można napić się kawy, herbaty lub zimnych napoi i zapalić nargilę. Z imaretem sąsiaduje od zachodu kolejny okazały, kryty 69 kopułami budynek, zwany darüşşifa, który mieścił niegdyś szpital i przytułek dla obłąkanych. Obok niego, wzdłuż zachodniego muru meczetu, stoi długi szereg dawnych medres, czyli szkół, które w czasach Sulejmana miały naukowy charakter i dopiero później stały się szkołami religijnymi. Dalszy ciąg zespołu edukacyjnego ciągnie się po przeciwnej stronie świątyni. Niespodziewanie mały hamam (tylko męski) Sülejmanyie stoi w południowo-wschodnim narożniku küllye. Ciekawostką jest fakt, że zaplecze socjalne meczetu zawiera także trójkątny dziedziniec (na tyłach cmentarza, nieopodal latryn), na którym uprawiano boks i zapasy.

Na miejscu czeka mnie niespodzianka: okolice meczetu Sulejmana Wspaniałego zmieniły się nie do poznania od czasu mojej ostatniej wizyty w 2008 r. Wtedy była to dzielnica slumsów, nierównych chodników (to tutaj zerwał mi się sandał, który musiałam później przywiązać sznurkiem do nogi), dziś slumsy są systematycznie wyburzane a wszędzie leży nowy bruk. Zbliżając się do meczetu napotykamy tajemnicze mauzoleum na rozstaju ulic. Jest to grób Mimara Sinana, „człowieka znikąd”, który zmienił oblicze Stambułu i stworzył najwybitniejsze kreacje architektoniczne Imperium.
Skromny grób na tyłach studni zbudował dla siebie Sinan pod koniec życia w swoim własnym ogrodzie.

Z przewodnika:
Mimar Sinan,Urodzony około 1490 r. w prawosławnej greckiej rodzinie w wiosce Kayseri w Anatolii (niektórzy twierdzą, że w rodzinie ormiańskiej, co brzmi świętokradczo w uszach Turków), został zabrany rodzicom w devşirme – dorocznym poborze chrześcijańskich dzieci do służby sułtanowi. Wcielony do korpusu janczarów brał jako żołnierz udział w licznych wyprawach wojennych, m.in. na Belgrad, Rodos, Węgry, Wiedeń, Bagdad. Prawdopodobnie podczas tych kampanii dał się poznać jako zdolny inżynier; konstruowane przezeń mosty i machiny oblężnicze odznaczały się prostotą wykonania, niezawodnością, a przy tym elegancją, które zwróciły uwagę przełożonych. W 1539 r. , w wieku około 40 lat, Sinan został nagle Darüs-saadet, nadwornym architektem. Przez pół wieku służył kolejnym sułtanom, dla których wzniósł około 400 budowli, w tym 79 meczetów, 34 pałace, 55 szkół, 33 hammamy, 19 mauzoleów, 12 karawanserajów... Przełomowym projektem w jego życiu była konstrukcja mostu na rzece Prut podczas wyprawy na Mołdawię w 1538 r., która zaowocowała wielkim awansem. Za pierwsze ważne dzieło Sinana uważa się meczet Şehzade, zaprojektowany w 1543 r. na zlecenie Sulejmana Wspaniałego; arcydziełem jego życia jest meczet Selimye w Edirne, którego kopuła przewyższyła rozmiarami tę w Agii Sofii. Sinan zmarł w 1588 r.

Meczet Sulejmana Wspaniałego
Meczet Sulejmana jest lekki i monumentalny zarazem. Wewnątrz wzrusza ozdobiona kwiatami główna kopuła. Na zewnątrz zadziwia rozległy zespół küllye, zadbany, cienisty park wokół świątyni i...zaplecze sanitarne (rząd kranów z wodą na wschodniej elewacji, malutkie toalety z umywalkami z śnieżnobiałego marmuru).
Pastelowa, pokryta kwiatami kopuła Sulejmaniye

Widok realistycznych róż i lilii w głównej kopule meczetu przywodzi na myśl wspomnienie kobiety, której imię wiąże się z powstaniem świątyni: Rokselana zwana Haşekí Hürrem, żona Sulejmana Wspaniałego. Obydwoje spoczywają w mauzoleach na cmentarzyku na tyłach meczetu. Są tam również groby innych członków sułtańskiej rodziny, m.in. ukochanej córki Sulejmana Wspaniałego, księżniczki Mihrimah, dla której Sinan zaprojektował meczet i küllye na szczycie szóstego wzgórza, nieopodal Edirnekapi.

Wnętrze meczetu Sulejmana

Z przewodnika:
Rokselana (1506-1558)
Rokselana, jedna z najsłynniejszych kobiet w dziejach imperium osmańskiego, przyszła na świat w 1506 r. gdzieś na Ukrainie w domu prawosławnego księdza. W młodym wieku została porwana przez Tatarów i sprzedana na targu niewolników w Konstantynopolu. W ten sposób trafiła do haremu Sulejmana Wspaniałego, który w tym czasie miał już żonę imieniem Gülbahar i synka Mustafę. Dzięki niezwykłej urodzie, inteligencji i radosnemu usposobieniu (Hürrem znaczy „śmiejąca się”) Rokselana szybko zdobyła względy Sulejmana, usuwając w cień jego pierwszą żonę. Wkrótce też stała się rzecz zadziwiająca nie tylko Turków, ale i Europę: Sulejman poślubił Hürrem i uczynił ją cesarzową. 
Pod wpływem władzy, którą miała nad sułtanem Rokselana zmieniła się z roześmianej branki w zimnego gracza politycznego, do końca życia plącząc intrygi, przy pomocy których usuwała niewygodne dla siebie osoby. Urodziła Sulejmanowi sześcioro dzieci, w tym pięciu synów, z których trzech dożyło wieku męskiego. Do najmniej chlubnych uczynków, których się dopuściła, należało spowodowanie śmierci następcy tronu, syna Gülbar Mustafy, upadku Wielkiego Wezyra Ibrahima Paszy oraz walki o tron wśród jej własnych synów. Rokselana zmarła w 1558 r., sułtan przeżył ją o 8 lat.


Z meczetu Sulejmana idziemy spacerkiem w kierunku Wielkiego Bazaru – kolejnej zadziwiającej budowli Stambułu. Mijamy bokiem Wieżę Ogniową na terenach Uniwersytetu.
Wnętrza Wielkiego Bazaru

...i bogaty asortyment

Figi, suszone owoce i orientalne słodkości na Bazarze

Urzekające mnie od zawsze lampki z 1000 i jednej nocy

Z przewodnika:
Kapali Çarşi (Wielki Bazar) założony w 1461 r. przez Mehmeda Zdobywcę to najstarszy kryty bazar świata. Z biegiem czasu rozrósł się w architektonicznego giganta o powierzchni 30 700 m kw. i regularnym systemie 61 alei nakrytych rzędami dachów i seriami kopuł. Na jego terenie jest m.in. 5 meczetów, 7 studni; w przeszłości były gospody dla kupców z różnych krajów, „sejfy” i łaźnie. W tutejszych około 4 tys. sklepików handluje ok. 30 tys. kupców, którzy targują się i zaprzyjaźniają z niewiarygodną liczbą 400 tys. kupujących dziennie. Na wysokość obrotów rzuca pewne światło informacja, że rocznie sprzedaje się tutaj ok. 100 ton złota.

Wędrujemy po zadaszonych alejkach największego hipermarketu Imperium, co rusz pochylając się nad różnymi cackami w dość słonych cenach. Mój Dwunastolatek koniecznie chce kupić tu jakąś pamiątkę – wybór pada na porcelanowego kotka w błękitny deseń (za 15Tl). Po dość długiej chwili zmęczeni nadmiarem wrażeń wypadamy z Bazaru na światło dzienne.
Wsiadamy w tramwaj i jedziemy do miejsca zwanego Panorama. Jest to rotunda z obrazem przedstawiającym zdobycie Konstantynopola w 1453 r. Zlokalizowana adekwatnie nieopodal bizantyjskich murów, które nawet nadszarpnięte 1600-letnim zębem czasu budzą respekt rozmiarami. Oglądamy to, co pozostało z niezniszczalnych fortyfikacji, baszt i bram.

Skwer wokół Panoramy w wiosennej szacie. W głębi Mury Teodojzjusza

Z przewodnika:

Zbudowane, by wytrzymać każde oblężenie, mury Konstantynopola spełniały swe zadanie przez tysiąc lat. W obliczu zdobycia Rzymu przez Gotów i zagrożenia ze strony Hunów Anthemius zarządził budowę potężnych fortyfikacji rozpiętych na 7 km między Morzem Marmara a Złotym Rogiem. Pięciometrowej grubości mury miały 12 m wysokości i 96 baszt, jednak zostały zniszczone przez straszliwe trzęsienie ziemi. Katastrofa wydarzyła się w fatalnym momencie, kiedy Attyla szykował się do zdobycia miasta. Prace remontowe trwały zaledwie dwa miesiące. W tym czasie nie tylko odbudowano zniszczone mury, ale jeszcze dodano 20-metrową fosę oraz drugi pierścień nieco niższych, najeżonych 96 wieżami fortyfikacji. Większość zachowała się do naszych czasów.

Mury Teodozjusza mają 7 km długości

Ich potęgę widać dopiero w zderzeniu z wymiarami człowieka
Nie mam zamiaru powtarzać spaceru stąd do Edirnekapi, jaki urządziliśmy sobie z Mężem na wiosnę zeszłego roku. Teraz wsiadamy w metro i (częściowo na powierzchni) jedziemy wzdłuż murów do Șehitlik – dzielnicy ogromnych cmentarzy różnych wyznań.

Zdjęcie zrobione podczas wiosennego spaceru wzdłuż Murów. W głębi meczet księżniczki Mihrimar.
Gdzieś wśród nich kryje się ocieniona cyprysami grecka nekropolia. Niezwykła, bo na jej terenie jest kościół z cudowną sadzawką pod sanktuarium i z grobami Patriarchów Konstantynopola, nie mówiąc o setkach grobów z greckimi twarzami i greckim pismem.
Kościół grecki Balikli Kilise na cmentarzu z cudowną sadzawką, w której pływają "święte" ryby


Grobowce i płyty nagrobne Patriarchów wokół kościółka Balikli Kilise

Grecki cmentarz w dzielnicy Șehitlik  

Naszym kolejnym celem jest meczet Sultan Eyüp: jedno z „najpobożniejszych” miejsc w Stambule. Co da się zauważyć w nagłej zmianie w garderobie pasażerek autobusu.

Wzgórze Pierre Loti z meczetem Eyup w porze kwitnienia judaszowców
Meczet Eyup z nagrobkami pobliskiego cmentarza

Eyup: Turczynki w Stambule nieczęsto zakładają czarny czarczaf – tutaj są w większości. 

Część kobiet się modli, inne prowadzą ożywione konwersacje
 Jest Ramadan, a więc czas wzmożonej religijności. Kiedy docieramy na miejsce, gwarne zazwyczaj restauracyjki przy placu przed meczetem zieją pustkami. My odkrywamy, że jesteśmy głodni. Po kilku nieudanych próbach zdobycia pożywienia napotykamy tradycyjną lokantę ze smakowitymi daniami kuszącymi ze szklanej witryny. Wchodzimy, zamawiamy zupę z soczewicy, giuvec, pilaw, ayran. Akurat dochodzi jedenasta. Z minaretu Eyüpa dobiega ekstatyczny śpiew muezzina. A później rozlegają się przejmujące recytacje Koranu (muzułmanie wiedzą, co robią, śpiewając Koran po arabsku). Zahipnotyzowani wchodzimy na dziedziniec meczetu i przysiadamy na murku w zacienionym kąciku. Kilka męskich głosów recytuje wersety Kranu, co brzmi jak czarodziejska pieśń nie z tego świata. Dyskretnie rozglądamy się wokół siebie. 
Część osób zatapia się w modlitwie, inni myją nogi w studni do ablucji rytualnych, jeszcze inni rozmawiają przez komórki lub prowadzą wesołe konwersacje. Jak w życiu. Robimy kilka zdjęć „z biodra”, nagrywamy recytacje. Potem wychodzimy.

Chłopiec w stroju księcia

Mój Dwunastolatek nie ma ochoty wspinać się na wzgórze Pierre Loti, więc je sobie odpuszczamy. Patrząc na białe nagrobki prześwitujące przez zieleń drzew przypominam sobie, jak poprzedniej wiosny wędrowaliśmy z Andrzejem po ścieżkach wśród pomników, jak piliśmy herbatę w kafejce Pierre’a Lotiego i jak spoglądaliśmy z góry na miasto w wiosennej szacie barwnych tulipanów i liliowych judaszowców.
W uliczce prowadzącej z placu Eyüp nad Złoty Róg dostrzegamy małego chłopca przebranego za Księcia z Bajki. Opowiadam zdziwionemu Dwunastolatkowi, że strój taki nakładają chłopcy po rytualnym obrzezaniu. Obydwoje dochodzimy do wniosku, że to barbarzyństwo i okaleczanie ludzi.
Wzdłuż z roku na rok lepiej zagospodarowanych wybrzeży Złotego Rogu wędrujemy w kierunku dzielnicy Fener. Idziemy odwiedzić Patriarchę Konstantynopola – motywuję nieco zniechęconego długim marszem syna. Po drodze oglądamy schodzące aż do zatoki bizantyjskie mury obronne, meczety na siedmiu wzgórzach, kościoły i opuszczone, zdewastowane domy Greków, którzy opuścili miasto w konsekwencji pogromu w 1955 r.

Z przewodnika:
Konstantynopol, podobnie jak Rzym, położony był na siedmiu wzgórzach: sześć wznosi się ponad Złotym Rogiem, siódme stoi samotnie nieco dalej na południe. Na pierwszym stoi Agia Sofia, Błękitny Meczet i pałac Topkapí, na drugim kolumna Konstantyna i meczet Nuruosmaniye, na trzecim, zajmowanym niegdyś przez Forum Teodozjusza, wznoszą się meczety Beyazít i Süleymaniye, a także Uniwersytet Stambulski z Wieżą Ogniową. Czwarte wzgórze wieńczyła monumentalna bazylika Świętych Apostołów (druga co do rozmiarów po Mądrości Bożej), na której gruzach Mehmed Zdobywca wzniósł zespół meczetu Fatih. Na piątym wzgórzu stoi monastyr Theotokos Pammakaristos – dziś meczet Fetihye – oraz gmach dawnego Gimnazjum Greckiego. Szóste wzgórze (wys. 70 m n.p.m., najwyższe z siedmiu), niegdyś zarezerwowane dla pałacu Porfirogenetów, dziś wyróżnia się sylwetką meczetu Mihrimah. Siódme wzgórze nieopodal dawnych murów Konstantyna to dzisiejsza Samatya.


Dawne greckie męskie gimnazjum w Fenerze

Niepozorna, przepisowo pozbawiona kopuły (zarezerwowanej dla meczetów) patriarchalna bazylika Agios Georgios.

Bazylika Agios Georgios: moja wizyta u Patriarchy w 2008 r.
Współczesny pałac Patriarchy Konstantynopola

Następnie zagłębiamy się w zaułki Balatu i Feneru: strome, ciche uliczki biegną góra-dół. Przy jednej z nich stoi monumentalny gmach greckiego gimnazjum dla chłopców.
Kiedy już wydaje się, że utknęliśmy w labiryncie zaułków, wychodzimy na główny trakt Feneru, który doprowadza nas prosto do bram siedziby patriarchy Konstantynopola. Na cichym dziedzińcu, otoczonym przez drewniane budowle, stoi bazylika – o wiele mniejsza i skromniejsza niż można by sobie wyobrażać. Wewnątrz pełno Greków: modlą się, zapalają świece, wymieniają uwagi, robią zdjęcia. przez moment czujemy się swojsko i rozumiemy język. Patriarcha niestety nie zaszczyca nas swoją obecnością.

Z przewodnika:
Patriarchat Konstantynopola
Wraz z przeniesieniem stolicy Imperium Romanum z Rzymu do Konstantynopola w mieście utworzono arcybiskupstwo, a sobór w 381 r. zrównał rangą biskupów Konstantynopola i Rzymu. Po wielkiej schizmie w 1054 r. biskup Rzymu stał się głową kościoła katolickiego a biskup Konstantynopola przywódcą kościoła prawosławnego. Na krótko przed zdobyciem Konstantynopola przez Turków ostatni cesarz bizantyjski zadeklarował przyłączenie do kościoła katolickiego, na co patriarcha, Athanasios II opuścił swoje stanowisko. Mehmed Zwycięzca uznał, że greckiemu ludowi potrzebny jest duchowy przywódca i w 1454 r. osobiście mianował nowego patriarchę, Gennadiosa II, przyznając mu liczne przywileje, które patriarchowie zachowali do upadku imperium osmańskiego w 1914 r. Patriarchat kilkakrotnie zmieniał siedzibę; wśród historycznych kościołów patriarchalnych były m.in. Pammakaristos (dziś meczet Fetihiye) i Agios Dimitrios w Ayvansaray. Bazylika św. Jerzego pełni tę funkcję od 1602 r. do dziś. Po proklamowaniu Republiki Tureckiej patriarchat utracił wszystkie przywileje przyznane przez sułtanów (a zwłaszcza finansowanie ze strony państwa) i stał się stricte religijną instytucją. 
Bartłomiej I
Współcześnie Patriarchą Konstantynopola jest Bartłomiej I. Jak podaje Wikipedia, urodził się w 1940 r. na wyspie Imbros (dziś Gökçeada), wyświęcony został na Halki (dziś: Helybeliada). Honorowy przywódca duchowieństwa prawosławnego, kontynuuje politykę dialogu z katolikami i przedstawicielami innych religii. Troszczy się o odbudowę hierarchii prawosławnej w krajach postkomunistycznych. Jest narodowości greckiej, ma obywatelstwo tureckie (w latach 1960-tych odbył służbę w tureckiej armii), jednakże na mocy prawa rum millet korzysta z praw suwerena nad wyznawcami greckiego prawosławia. Poza językiem greckim i tureckim włada włoskim, niemieckim, francuskim, angielskim, klasyczną greką i łaciną. W 1998 r. otrzymał doktorat honoris causa Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawe; 20 sierpnia 2010 w ten sposób wyróżnił go lubelski KUL. 19 marca 2013 r. jako pierwszy od tysiąca lat patriarcha Konstantynopola obecny był na inauguracji pontyfikatu papieża Franciszka.

Po obejrzeniu bazyliki św. Jerzego wsiadamy w autobus do Eminönü. Tam oglądamy jeszcze meczet Yeni górujący nad przystanią, oraz bazar Egipski (i nowe, luksusowe toalety na tyłach meczetu, do których zjeżdża się pod ziemię po schodach ruchomych).

Dzielnica Eminönü widziana z mostu Galata
Tramwaj sprzed dworca Sirkeci zabiera nas na Kabataș, gdzie wsiadamy w ulubiony autobus 25 E, który wzdłuż Bosforu wiezie nas do Büyükdere. Tego wieczora wybieramy się jeszcze na spacer do Sariyer, a właściwie do naszego ulubionego sklepu po masło orzechowe.
Później przysiadamy na herbatkę w kafejce nad Bosforem.

Iwo ze szklaneczką tureckiej herbaty na Bosforze
Turecka herbata zasługuje na osobną wzmiankę. Trzeba zacząć od tego, że picie herbaty jest w Turcji rytuałem i daleko wykracza poza czysto kulinarny wymiar. Aromatyczny ciemnobursztynowy napój serwowany w szklaneczkach w kształcie tulipana ociepla stosunki międzyludzkie i rozmowy biznesowe. Podanie gościowi herbaty jest gestem gościnności i troski.
Turcy wypracowali własną metodę produkcji i parzenia herbaty, zwanej Rize çay, od regionu nad wschodnim Morzem Czarnym, gdzie jest uprawiana. Do popularyzacji herbaty przyczynił się Atatürk w obliczu kryzysu po I wojnie, kiedy Turcja nie mogła pozwolić sobie na import kawy. Od tamtego czasu herbata wrosła w turecką kulturę, stając się symbolem gościnności i przyjaźni a także jednym z najpopularniejszych napojów towarzyskich, który zdecydowanie wygrywa z kawą wśród młodego pokolenia Turków.
Herbata turecka występuje w rozmaitych odmianach, bywa słabsza lub mocniejsza, mniej lub bardziej słodka - zawsze jednak ma tę charakterystyczną nutę smakową, która przypomina mi Stambuł w każdej tureckiej knajpce Europy.
Kiedy wracamy, jest już całkiem ciemno. Księżyc wisi nad Bosforem a światełka promenady odbijają się w czarnej wodzie. Wszędzie pełno spacerujących i biesiadujących ludzi. Pachnie pide pieczona w opalanych drewnem piecach. Kupujemy świeżutki placek na kolację i zjadamy ze świeżo zakupionym masłem orzechowym. Dzień dobiega końca.

27 lipca 2015

Rok później

Tego samego lata, kiedy zdecydowałam się na opublikowanie bloga, miało miejsce pewne brzemienne w skutkach spotkanie. Na rzeczonym tarasie nad Morzem Egejskim pojawiła się Dominika. Przyjechała na wakacje razem ze swoją przesympatyczną rodziną: promienną Mamą, Tatą obdarzonym elitarnym poczuciem humoru i Bratem, który szybko dogadał się z moim Nastolatkiem. 


Dominika w Stomio
Dominika znajdowała się w szczęśliwym zawieszeniu między maturą a pierwszym rokiem informatyki. Nie była bynajmniej gadatliwa, jednak pewnego dnia, kiedy użalałam się nad własną indolencją i niemożnością przekształcenia Bloggera w przyjazną stronę internetową, Dominika powiedziała niedbale (a może nieśmiało):
 "mogę to Pani zrobić, jak Pani chce. Nie jestem mistrzem, ale prowadzę własnego bloga  i dzięki temu nauczyłam się kilku trików" (lub coś w tym sensie). I wymieniłyśmy się danymi, bo Dominika akurat wyjeżdżała do domu.

Kiedy jesienią wróciłam z Hellady, napisałam do Dominiki. W mojej technicznej beznadziei zabłysło światełko. Przez kilka najbliższych miesięcy pracowałyśmy nad kształtem Mojego Dzieła. Oczywiście na odległość, via Skype, nie licząc paru bardzo owocnych osobistych spotkań. 
Moja Administratorka (tak w myślach nazywam Dominikę) okazała się osobą nie tylko pełną polotu. Najbardziej zachwyca mnie tym, że nie ma dla niej kwestii nie do rozwiązania. Po prostu drąży temat i po pewnym czasie znajduje rozwiązanie. I mimo "przepaści pokoleniowej" harmonijnie tworzymy nową jakość ;).

W początkowych założeniach blog ten miał być zapisem podróży tylko i wyłącznie po wyspach greckich, jednak z czasem poczułam, że wszystkie odwiedzane przeze mnie przez lata miejsca, niezwykłe spotkania i smaki zasługują na uwiecznienie. Jest tego tak wiele, że postanowiłam nie cofać się w czasie, tylko zacząć wszystko od nowa. A wspomnienia i fotografie z minionych podróży wplatać w bieżące relacje.
Zaczęło się od Wenecji, którą odwiedziliśmy "po drodze" z Peloponezu. Bez niej opis tamtej podróży byłby niepełny... Później po raz kolejny odwiedziłam Barcelonę i Stambułu, objechaliśmy z Mężem kilka muzeów niemieckich. Postanowiłam nie tworzyć nowego bytu blogowego, tylko poszerzyć zakres istniejącego.
I tak, prawie w rocznicę powstania Moich Wysp Greckich, inauguruję nowy tytuł: Moje Wyspy Greckie ... i inne podróże. Teraz kolej Dominiki: tylko Ona wie, jak zmienić napis na stronie tytułowej. I jeszcze jedna zmiana: przenoszę bloga na swoje prawdziwe konto na Gmailu, co spowodowało, że znika mój pseudonim w postach.

Pokazuję twarz i prawdziwą tożsamość. To ja.
Mam tyle szkiców podróży do wypełnienia... że moim marzeniem jest, by doba miała z 50 godzin. Najpierw trzeba skończyć Stambuł, potem dopracować naszkicowane relacje z Kalimnos i Leros, później podzielić się wrażeniami z niemieckich muzeów techniki. Ciekawe, gdzie będę za rok?

18 lipca 2015

Wyspy Książęce i Stambuł cz.2

Dzień 3.
Tego dnia po śniadaniu wyruszamy na łono natury z zamiarem kąpieli morskich i leniuchowania na plaży. Mając w pamięci niezliczone plaże na wyspach greckich zaopatrujemy się w odpowiedni osprzęt. Autobusem #152 jedziemy do metra Haciosman, stamtąd na Taksim, skąd kolejką Füniküler zjeżdżamy na przystań Kabataȿ. O 10:30 statek pod banderą Șehir Hatlari zabiera nas na Wyspy Książęce. Rejs odbywa się w ramach komunikacji miejskiej; automat przy wejściu na przystań pobiera nam po 3,8 tl z karnetu komunikacyjnego Istanbul Kart.

Ten stateczek sfotografowaliśmy z pokładu naszego promu; w tel po prawej Wieża Leandra - bizantyjska latarnia morska
Statki kursują regularnie nie tylko na Wyspy Książęce, ale i w innych kierunkach, zapewniając połączenia między europejskim i azjatyckim brzegiem, dzielnicami nad Złotym Rogiem i nad brzegami Bosforu. Główne przystanie to Beșiktaș i Kabataș nad Bosforem, Karaköy i Eminönü nad Złotym Rogiem oraz Üsküdar i Kadiköy na azjatyckim brzegu nad Morzem Marmara. Rejsy obsługuje kilku armatorów – główny to wspomniany Sehir Hatlari, którego statki i promy samochodowe kursują z precyzyjną punktualnością.
Statek zawija najpierw do portu Kadiköy na azjatyckim brzegu, a następnie mknie w kierunku archipelagu, oddalonego 8 mil morskich (ok. 12 km) os miasta. Do najbliższej z wysp, Kinaliady, przybija po niecałej godzinie. Kolejne: Burgazada, Heybeliada i Büyükada oddalone są o kwadrans rejsu jedna od drugiej. Tak w ogóle ada to po turecku wyspa (w tym języku łączy się wyrazy podobnie, jak np. w niemieckim) – toteż poprawnie mówi się np. wyspa Kinali.
O Wyspach Książęcych wiadomo, że są objęte absolutnym zakazem ruchu samochodowego (jeździ po nich 5 pojazdów: wóz policyjny i strażacki, karetka pogotowia, śmieciarka i samochód dostawczy). Bardziej precyzyjnie chodzi o pojazdy spalinowe. Mieszkańcy przemieszczają się za pomocą skuterów i wózków elektrycznych, rowerów, dorożek i pieszo.

Z przewodnika:
Pierwsze ślady historyczne na wyspach pochodzą z czasów hellenistycznych. W 1930 r. w pobliżu cmentarza greckiego odkryto złoty skarb 207 monet z czasów Filipa II Macedońskiego (dziś w muzeum archeologicznym w Stambule). W czasach bizantyjskich na wysepkach, zwanych wtedy wymownie: Papadonisia („Wyspy Mnisie”) stały liczne monastyry, będące czasem miejscem schronienia cesarzy podczas dziejowych zawieruch. W niespokojnych czasach piratów arabskich i krucjat bezbronne wyspy były napadane i niszczone. Z czasem oprócz mnichów na Wyspach Książęcych zamieszkali liczni Grecy: żeglarze, kupcy i rybacy i Żydzi. Wyspa Kinali została prawie całkowicie skolonizowana przez Ormian. Po upadku Konstantynopola na wysepkach zaczęli osiedlać się również Turcy. Kosmopolityczna społeczność Wysp Książęcych żyła zgodnie przez wieki aż do II XX wieku, kiedy zaczęły się tragiczne czasy pogromów i wypędzeń. Na fali konfliktu cypryjskiego, w wyniku prowokacji z podłożeniem bomby w konsulacie tureckim w Salonikach, 7 października 1955 r. organizacja o nazwie „Cypr Jest Turecki” zmobilizowała tysiące młodych robotników i studentów do pogromu greckich mieszkańców Stambułu. Niszczyli oni sklepy i firmy greckie, bezcześcili kościoły. Wielu Greków zostało pobitych (niektórzy na śmierć) i na siłę obrzezanych, kobiety zgwałcone. Pogrom zakończył się wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Przez następnych kilka lat trwała kampania bojkotu greckich przedsiębiorstw, która doprowadziła do zakazu wszelkiej działalności gospodarczej osobom z greckim paszportem, w wyniku czego Turcję opuściło 40 tys. Greków. Uciekinierzy mogli zabrać ze sobą 20 kg rzeczy osobistych i 22 dolary gotówki. Ich własność została skonfiskowana przez państwo tureckie. Grecka społeczność Stambułu zmalała z 80 tys. do 48 000 w 1964 r. i 2500 obecnie. Od kilku lat oficjalne stosunki turecko-greckie ulegają ociepleniu, a rządząca Partia Rozwoju w tym roku oficjalnie zaprosiła wypędzone mniejszości (także Ormian i Żydów) do powrotu do kraju.
Temat dramatycznych losów współczesnych mieszkańców Wysp Książęcych porusza piękna etiuda dokumentalna nakręcona przez Anastasiosa Papapostolou w 2009 r. 


Kinali 
Kinaliada

Kinali: meczet? Tak.
Pierwsza wyspa, do której przybija prom, nazywa się Kinali („Hennowa”), po grecku adekwatnie: Proti („Pierwsza”) i ma powierzchnię 1,3 km² i zamieszkiwana jest przez ok. 3 tys. osób. Na jej powierzchni wznoszą się 3 stumetrowe wzgórza. To na południowym skraju wyspy zwieńczone jest zabudowaniami monastyru Christos Sotirios. Można zwiedzać ją wyłącznie pieszo lub na rowerze – dorożki tu nie dotarły. Turecka nazwa nawiązuje do rudych skał; w starożytności wydobywano tu ponoć miedź i żelazo. Nad portem góruje kopuła greckiej cerkwi p.w. Narodzenia NMP (Genissia Theotokou) zbudowanej w 1886 r. Stoi ona przy ul. Cinarli Kösk. Uroczyste panigiria, odbywające się tutaj 7-8 grudnia, przyciągają licznych Greków z różnych stron świata. W pobliżu Grecy zbudowali w latach 1860-tych szkołę elementarną. Nieopodal, przy ul. Narcicegi, stoi ormiański kościół Surp Kirkor Lusavoric z poł. XIX w., pod wezwaniem Oświecenia św. Grzegorza. Ormianie byli pierwszą nacją, która skolonizowała opuszczoną w czasach osmańskich wyspę w latach 1830-tych. Ormianie założyli tu również szkołę.
Na wybrzeżu na południe od przystani stoi niezwykły nowy meczet z 1953 r. zbudowany w 500-lecie zdobycia Konstantynopola...

Kinaliada z białym nowym meczetem w głębi
Wśród atrakcji turystycznych wyspy jest Monastyr Christos Sotirios (Hristos) i cmentarze na cypelku na południe od monastyru. Wschodnia połowa Kinali jest zaludniona, zachodnia porośnięta lasami. Plaże (przeważnie dość wąskie i kamieniste) ciągną się prawie naokoło całej wyspy.
Nie schodzimy na ląd na Kinali, co okazuje się największym błędem naszego wypadu. Dlatego, że, jak się później okazało, jest to najbardziej „uplażowiona” wśród Wysp Książęcych. A naszym dzisiejszym celem było właśnie plażowanie. Jednakże na widok wąziutkiej, pełnej leżaków i parasoli plaży w pobliżu przystani mówimy „pas”.

Burgaz

Dopływamy do Burgaz.
Postanawiamy zejść na ląd na wyspie Burgaz, o greckiej nazwie Antigoni. Ma ona 1,5 km ² powierzchni, a po bardziej ucywilizowanej, wschodniej stronie stoją mniej i bardziej okazałe wille i domostwa należące do ok. 1500 stałych mieszkańców. Ponoć po wygnaniu Greków na wyspę sprowadzili się intelektualiści, artyści i bogacze ze Stambułu.


Burgazada: przystań i zielone wzgórza w tle


Po Burgaz kursują dorożki, ale też rowery i różnego rodzaju małe pojazdy o napędzie elektrycznym. Przewodniki piszą, że Burgaz jest najmniej skomercjalizowana, zamieszkiwana przez licznych intelektualistów, elegancka i pełna szyku.
Burgazada; stare wille

Ma dwie bazy wodniackie (na południe od portu), gdzie można wypożyczyć motorówkę i kilka zabytków. I parę plaż. Z pewnością nie warto zwiedzać jej na piechotę, jak my próbowaliśmy to zrobić, lecz wziąć dorożkę i pojechać do Kalpazankaya po zachodniej, dzikiej stronie wyspy. Po drodze można wypatrzyć sobie jakąś plażę na północnym lub zachodnim wybrzeżu. Kalpazankaya to znakomita nadmorska tawerna na cypelku skalnym, której atutem jest zarówno kuchnia (ryby, owoce morza, jagnięcina, sałatki, meze), jak i niesamowite widoki na morze. U stóp klifu z tawerną jest cypelek z dwiema plażami w zatoczkach. Ponad nią, na wzgórzu Hristos, najwyższym (170 m) i jedynym na wyspie, stoi bizantyjski monastyr Przemienienia Pańskiego, według legendy zbudowany na miejscu antycznej świątyni. Ze wzgórza roztaczają się szerokie widoki.
Na północnym wybrzeżu wyspy, dokąd prowadzi uliczka Günöllü z portu, stoi inny grecki monastyr, Agios Georgios Karyptis, z katholikonem z 1897 r.

Burgazada: kościół Agios Ioannis

Najokazalszym zabytkiem w miasteczku Burgaz jest monumentalny grecki kościół Agios Ioannis, stojący na szczątkach świątyni z IX w. i bizantyjskiej baszty obronnej. Dzisiejsza bryła kościoła pochodzi z 1899 r. Przy uliczce Takim Aga (pierwszej na południe od portu) stoi oszklony budyneczek, w którym tryska Agiasma: „Święte Źródło”). Należało ono do nie istniejących zabudowań bizantyjskiego monastyru. Na południe od portu jest też katolicki kościółek św. Jerzego zbudowany w 1938 r.
Przy ul. Cayir Araligi 15, w dawnej letniej willi Spanudisa, znajduje się muzeum słynnego współczesnego pisarza tureckiego, Saita Faika (który mieszkał tu i tworzył w latach 1934-54.
Pierwszym złym znakiem naszej wizyty na Burgaz jest brak bankomatu i jakiejkolwiek możliwości wymiany pieniędzy. Niezrażeni udajemy się na północ i zachód od portu – w poszukiwaniu wymarzonej dzikiej plaży.

Burgazada: plaża oddalona o 15 minut marszu od portu
 A tu okazuje się, że dzikich plaż brak. Mieszkańcy i nieliczni wczasowicze rozkładają wysłużone plastikowe leżaki na kamienistym poboczu drogi, woda przy brzegu jest zielona od glonów, wśród których buszują stada białoniebieskich meduz. Spotykamy dwóch młodych Turków, którzy szukają tego, co my. W końcu natrafiamy na wąski pas ostrego żwiru z kilkoma spłowiałymi od słońca parasolami i plastikowymi leżakami. Morze zaglonione, prysznica brak. Ale jest pobierana opłata: 10 tl za wejście. Hmmm. Idziemy dalej. Jest kolejna plaża, na którą trzeba zejść po prowizorycznych drabinkach w dół urwiska. Schodzimy. Znów stare leżaki, brak słodkiej wody, za to chłopaki kasują 10 tl za sam wstęp i siedzenie na kamieniach. Hmmm. Poddajemy się. Wykonujemy kilka malowniczych fotek i uciekamy z Burgaz. 

Burgazada: wybrzeże z widokiem na azjatycki Stambuł
Dosłownie, bo aby zdążyć na najbliższy statek musimy przebiec kilkaset metrów. W ostatniej chwili dopadamy trapu i płyniemy na inną wyspę. Wybór pada na Büyük – Wielką.


Büyük 
Królowa archipelagu, Büyükada („Wielka”, po grecku Prinkipos – „Główna” lub „Książęca”) jest największą Wyspą Książęcą. Na powierzchni 5,4 km² mieszka ok. 7300 osób. Na wyspie, która kształtem przypomina ćmę o trochę nierównych skrzydełkach, są 2 wzniesienia: Isatepe (Wzgórze Jezusa) na północnym skrzydełku i Yucetepe (Wzgórze św. Jerzego) na południowym.

Büyükada: mała przystań z wieżowcami Stambułu w tle

Büyük: słynny hotel Splendid Palace

Büyük: typowa zabudowa Wysp Książęcych
Büyük zachwyca nas od pierwszego wejrzenia, począwszy od stylowego budyneczku dworca morskiego, poprzez gwarną, otoczoną kafejkami promenadę pnącą się od dworca do placu z wieżą zegarową, aż po eleganckie białe wille z początków XX w. Tutaj także główny środek transportu stanowią dorożki; intensywnie pachnący dworzec dorożkowy jest na placyku po lewej stronie promenady. Spacerujemy po stromych, otoczonych arystokratycznymi rezydencjami w ogrodach, ocienionych drzewami uliczkach. Co rusz natykamy się na pamiątki z przeszłości: a to Kościół Panagia przy placu z dorożkami, ponoć najpiękniejsza cerkiew Stambułu, a to kościół Agios Dimitrios (pod wezwaniem świętego patrona wyspy), z siedzibą Arcybiskupa Wysp Książęcych – miejsce, gdzie spotyka się garstka greckich mieszkańców Prinkipos, to ormiański kościół  Surp Asdvadzadzin.
Kościół Ormiański
350 m na południe od przystani stoi elegancki katolicki kościół San Pasifico, zbudowany przez Franciszkanów w 1865 r. Nieopodal jest XIX-wieczna synagoga Hesed Le Avram. Nie może zabraknąć meczetu-ten powstał stosunkowo późno, pod sam koniec XIX w. Wszystkie te budowle wymownie świadczą o wielokulturowym obliczu wyspy w czasach ostatnich sułtanów – i o pokojowym współistnieniu jej mieszkańców. Wszystko skończyło się w 1964 roku, kiedy grecka i Ormiańska społeczność opuściły wyspę w dramatycznych okolicznościach. Dziś na wyspie mieszka najwyżej 80 Greków.

Stara willa niczym dama w dziurawych koronkach

Zwiedzanie odbywa się albo pieszo (zabytki na terenie miasteczka-portu), albo dorożką/rowerem. W drugim przypadku proponowane są standardowe trasy:
Trasa na wzgórza, podczas której można zobaczyć: monastyr Agios Sotirios Christou, frapujący budynek dawnego greckiego Sierocińca i monastyr Agios Georgios Koudounas.

Niedoszłe kasyno - największa drewniana budowla Europy
Drewniana, monumentalna sylweta Sierocińca-widma to największa drewniana budowla w Europie (i druga na świecie). Wzniesiona w 1898 r. przez francuską spółkę z przeznaczeniem na hotel z kasynem, nie doczekała się inauguracji z powodu sułtańskiego weta. Została przekazana Patriarchatowi Konstantynopola pod warunkiem, że zostanie sierocińcem. Teraz zieje pustką. Monastyr, o złocistym ikonostasie wewnątrz, jest popularnym miejscem pielgrzymkowym – w dzień Patrona, 23 kwietnia, przybywają tu Grecy z całego świata – niektórzy pną się boso pod górę. Istnieje zwyczaj zawieszania wstążeczek z prośbami na drzewie nieopodal wejścia do klasztoru. Z placyku przed klasztorem rozpościerają się wspaniałe widoki na wszystkie strony, z wyspą, morzem i azjatyckim brzegiem, oddalonym o niecałe 3 km.
Krótka trasa po miasteczku i dalej, wzdłuż zachodniego brzegu wyspy, do plaży Yörük Ali.
Długa trasa po miasteczku, do Muzeum Wysp Książęcych i do monastyru Agios Nikolaos na wschodnim wybrzeżu.

Arystokratyczna, elegancka, kwitnąca...
Patrzymy na spocone, wbiegające pod górę konie i tracimy ochotę na przejażdżkę dorożką. Na drogie i mało atrakcyjne (w porównaniu do znanych nam z Grecji) plaże też nie chce nam się już jechać. Z przyjemnością włóczymy się po urokliwych uliczkach Büyük, siadamy w rybackiej tawernie, zajadamy szaszłyki z omułków, pastę z bakłażana, zagryzając aromatyczną ciepłą pide – ramadanowym plackiem z opalanego drewnem pieca. Iwo kupuje jego najlepsze jak dotąd lody w życiu – o smaku Red Bulla... 

"Kominek" płynący obok wyspy Kinali

Późnym popołudniem wsiadamy na ulubiony statek z żółtym kominem („kominek” – jak mówi Iwo) i popijając tani jak barszcz (1,5 tl) çay serwowany na pokładzie w tradycyjnych szklaneczkach – podziwiając olśniewające panoramy metropolii, wracamy do Stambułu. Z Kabataș w godzinkę dojeżdżamy do Sariyeru.

Nasz ulubiony sklep: czego tam nie było...
Odnajduję cudowny sklep z lokalnymi produktami, który odkryliśmy z Mężem w zeszłym roku. Kupujemy sery, masło, jogurt, chałwę i masło orzechowe z małych lokalnych wytwórni. Obładowani zakupami przysiadamy na herbatkę (tutaj już po 3 tl) w tawernie na brzegu Bosforu. 

Niezbyt ostre, acz dokumentalne: budowa trzeciego mostu nad Bosforem, u wylotu na Morze Czarne

Gapimy się na przepływające statki, gadamy, patrzymy, jak z wolna zachodzi słońce. Potem ulubionym deptakiem wzdłuż brzegu Bosforu idziemy do Büyükdere. Kiedy zasiadamy do kolacji w naszych klasztornych krużgankach (gdzie czujemy się jak w bezpiecznym domu), odzywa się muezin z pobliskiego minaretu. Dzień dobiega końca.
cdn...