12 lipca 2015

Stambuł i Wyspy Książęce cz. 1.

Plan naszego wyjazdu do Stambułu i na Wyspy Książęce:
1. dzień: 10.00: wyjazd autobusem liniowym z Salonik, 20.30 przyjazd do Stambułu, 21.30 przyjazd na nocleg do Bülyükdere.
2. dzień: Plac Taksim, aleja Istiklal, wieża Galata, Agia Sofia, Błękitny Meczet, Rejs hopp-in-off po Bosforze. 21.00 Powrót do Bülyükdere.
3. dzień: Rejs po Wyspach Książęcych, zwiedzania Burgazady i Bülyükady, wieczór w Sariyerze nad Bosforem.
4. dzień: Historyczny półwysep: Meczet Sulejmana Wspaniałego, Wielki Bazar, Mury Konstantynopola, meczet Sultan Eyüp, wzgórze Pier Loti i widok na Złoty Róg, Fener i Patriarchat Konstantynopola, meczet Yeni. Ramadan w Bülyükdere.
5. dzień: Wyspy Książęce raz jeszcze, rejs po Złotym Rogu, wieczór w Bülyükdere.
6. dzień: Wycieczka nad Morze Czarne po stronie europejskiej: Demirciköy i Kilyos, 18.40: kierunek Otogar, 22.00 odjazd autobusem do Salonik.

Przed napisaniem tego posta przypomniał mi się stary dowcip o Jasiu, który zdawał egzamin z przyrody. Wyuczył się wszystkiego o słoniu, niestety, dostał pytanie o dżdżownicy. Ponieważ był uczniem inteligentnym, wybrnął w taki oto sposób: „dżdżownica jest zwierzęciem o długim, giętkim ciele, podobnie jak trąba słonia, który...” i dalej już poszło jak z płatka.
Niniejszy post traktuje o wyjeździe do Stambułu, jednak aby utrzymać się w temacie bloga napiszę: do Konstantynopola (jest to grecka, historyczna nazwa tego miasta) oraz na Wyspy Książęce – malutki archipelag na morzu Marmara, odległy od Stambułu o rzut kamieniem (a właściwie o 40 minut rejsu katamaranem). Wyspy Książęce są historycznie jak najbardziej greckimi wyspami. Pełnymi monastyrów i greckich rezydencji. Niestety, Grecy zostali z nich wysiedleni w 1973 roku i obecnie język grecki można usłyszeć tam najczęściej z ust licznie przybywających z Hellady turystów.
Pragnę zaznaczyć, że jest to moja piąta wizyta w Stambule i że podróż tę odbyłam w towarzystwie Dwunastolatka. Z tego powodu w programie nie zostały uwzględnione wszystkie turystyczne „must-y”. Po prostu wędrowaliśmy po wielotwarzowej metropolii tak, by poczuć jej rozmaite klimaty i smaczki, nie zamęczyć Dwunastolatka krajoznawstwem i nie dać się zamęczyć przez letnie gorąco. Relację wzbogacają cytaty z mojego przewodnika pt. Stambuł (W-wa 2009).
Zdjęcia z tej relacji nie dorównują niestety urodą innym fotografiom na tym blogu. Powodów jest kilka. Pierwszy to pogoda. Za każdym razem w Stambule prześladuje mnie zachmurzenie lub mgiełka powstała na skutek upału. Drugim powodem jest mój sprzęt. Okazało się właśnie, że smartfon absolutnie nie sprawdza się w fotografowaniu Rzeczy Wielkich. Stambuł jest dla niego nie-do-ogarnięcia. Sytuację ratują piękne fotografie mojego Męża z zeszłej wiosny - też bywało pochmurno, niestety...

Na zachętę: ogrody Emirganu podczas Święta Tulipanów w kwietniu. W oddali Bosfor z pylonem mostu.

Ogrody Emirganu: cd.

Ogrody Emirganu: cd.
Ogrody Emirganu: cd.
Z mojego przewodnika:
Stambuł, który rozpościera się na obszarze o długości 150 i szerokości 50 km jest gigantycznym konglomeratem wielu osad, wsi i miasteczek dołączonych do historycznego jądra. Zamieszkiwany przez prawie 14,5 mln osób tworzy największą aglomerację miejską Europy i piątą metropolię świata. A że każda z dzielnic zachowała odmienny styl i charakter, powstały twór mieni się fascynującą paletą kolorytów lokalnych. Przemierzając Stambuł można odnaleźć zarówno echa greckiego bizantyjskiego, osmańskiego, fin-de-sieclowego miasta, święte miejsca muzułmanów nawiedzane przez tłumy pobożnych pielgrzymów, orientalne bazary, portowe osady, kurorty nadmorskie, wielkomiejskie blokowiska, nowoczesną metropolię szklanych drapaczy chmur i wielkich galerii handlowych, slumsy, pałace w ogrodach, wyspy i pachnące sosnami wzgórza. Na poznanie wszystkich wcieleń Stambułu potrzeba tygodni; na pobieżne zapoznanie się z największymi powabami wystarczy siedem dni.

Dzień 1.
Wyjeżdżamy w poniedziałkowy poranek z międzynarodowego dworca autobusowego w Salonikach. Wyjazd poprzedzony jest moim mozolnym śledztwem. Najpierw w biurze it w Atenach dowiaduję się, że jedyną możliwość przejazdu do Stambułu (och przepraszam, Konstantynopola) oferuje obecnie salonickie biuro Crazy Holidays (autobusy odjeżdżają codziennie o 10.00 i 22.00). Za parę dni w Salonikach pytam na centralnym dworcu autobusowym, skąd odjeżdżają autobusy stin Konstantinopouli. Nikt nic nie wie. Jestem zdesperowana. Pytam wszystkich, nawet kierowców w budkach socjalnych. W końcu któryś mi mówi, że nie z tego dworca, tylko z innego, no wiesz, Crazy Holidays, bo trzeba być crazy, aby tam jechać. Hmmm. Kierowca ręką wskazuje mi ulicę, przy której jest to „szalone” biuro. Faktycznie, przy uliczce równoległej do ateńskiej drogi szybkiego ruchu spostrzegam napis Stathmos Leoforeion – i logo Crazy Holidays. Z ulgą kupuję bilety powrotne (w sumie za 143 € dla mnie i mojego Dwunastolatka). Pani informuje mnie, że jako Polka muszę nabyć wizę turecką, przez Internet, za 20 $ od osoby. Hmmm. I mam ją sobie wydrukować, bo elektronicznej nie respektują...

Tym autokarem odbyliśmy 10-godzinną podróż z Salonik do Stambułu
Kiedy w rzeczony dzień przybywamy na dworzec (skąd odjeżdżają też autobusy do Albanii), przeżywamy pierwsze miłe rozczarowanie. Turecki autokar firmy Kamil Koc jest nowiutką Setrą z ekranami multimedialnymi i parą słuchawek przy każdym fotelu. W dodatku mamy pierwsze miejsca a autobus jest prawie pusty. Wyruszamy punktualnie. Trasa prowadzi autostradą Egnatia przez Macedonię i Trację. Mogę pokazać synowi jeziora Vulvi i Koroni, płw. Chalcydycki ze Świętą Górą Athos, złotonośne góry Pangeo, śliczne miasto Kawala, wyspę Tasos, grecko-muzułmańskie miasta Ksanthi i Komotini, w których minarety i dzwonnice cerkwi zgodnie wznoszą się ku niebu, Rodopy - najstarsze góry na kontynencie, trackie wioski najeżone minaretami... W Kawali, Ksanthi i Komotini do autobusu wsiadają greccy muzułmanie – śliczne dziewczęta w „kapturkach” budzą szczere zainteresowanie mojego dwunastolatka. Po przebyciu mostu na granicznej rzece Nestos wjeżdżamy na przejście graniczne Kipi. Formalności przebiegają sprawnie i bez zakłóceń. Jako jedyni mamy wizy tureckie (bo ani Grecy, ani Serbowie, ani Albańczycy ich nie potrzebują – czyżby tureckie wyrzuty sumienia po pięciu wiekach okupacji?).
W Turcji krajobraz zmienia się gwałtownie – jest bardziej dziko, pola mniej zagospodarowane, nie ma zielonych gór, tylko bezkresne pagórki a po pewnym czasie – wybrzeża Morza Marmara. Po ponad dwóch godzinach jazdy z granicy wjeżdżamy na teren Wielkiego Stambułu – tym mianem określa się 14-milionową metropolię powstałą na skutek przyłączenia do miasta licznych miasteczek satelickich. Dzielnice zachodnie to rosnące w oczach skupiska wieżowców, drapaczy chmur, olbrzymich galerii handlowych i kilkupasmowych, zatłoczonych autostrad. Mój syn otwiera oczy ze zdumienia – teraz powie kolegom z klasy, że Turcja to nie żadne tam zacofanie i bieda... A w każdym razie nie Stambuł.
Pierwsze wrażenie: Stambuł przez szybę autokaru

...beznadziejny na pozór korek porusza się jednak w obie strony...

 Tuż po zmierzchu docieramy na centralny dworzec autobusowy Bulyuk Otogar. Stamtąd (po lekkich perturbacjach wynikających z faktu, że nie zabrałam z domu planu miasta) prywatną taksówką o niewysokim standardzie (i dość wygórowanej cenie 15€) dojeżdżamy do dzielnicy Kabataȿ nad Bosforem. Autobus miejski 25E zawozi nas w niecałą godzinę do Bülyükdere, mijając po drodze kolorowo oświetlone ogródki z wesoło biesiadującymi ludźmi, to znowu białe jachty w przystaniach nad Bosforem. Jest już ciemno, gdy wysiadamy w Bülyükdere. Pytamy o kościół – pokazują nam budynek z krzyżem. Szukamy furtki lub dzwonka – nasze lokum miało być przy kościele – jednak na próżno. Chwytam za telefon i dzwonię do o. Dariusza, który uświadamia nas, że stoimy pod kościołem ormiańskim, a katolicki jest o 300 m dalej. Za chwilę z radością witamy się z oczekującym na nas przy drodze polskim ojcem Franciszkaninem z misji nad Bosforem, który prowadzi nas przez solidną bramę i zielony wirydarz do dawnego klasztoru częściowo zmienionego w hostel. Dostajemy przestronny pokój z łazienką i doskonale wyposażonym aneksem kuchennym. Po krótkiej rozmowie żegnamy się – ojciec Dariusz nazajutrz wyjeżdża, a my padamy z nóg. Z przyjemnością bierzemy kąpiel i zasypiamy w pachnącej wrzosowej pościeli.

Nasze lokum nad Bosforem

Kościół niełatwo znaleźć po ciemku, bo ma maleńką wieżę z sygnaturką bez krzyża na szczycie

Zielony wirydarz w polskich Franciszkanów jest enklawą spokoju w gwarnym Sariyerze

Cienisty krużganek to idealne miejsce na wczesne śniadanie i późną kolację.

Dzień 2.
Nazajutrz budzą nas odgłosy krzątaniny w ogrodzie – to brat Adam karmi zwierzęta, których oczywiście pełno u Franciszkanów. Oprócz pieska i stadka kotów żyją tu trzy żółwie (które trzeba trzymać jak najdalej od pelargonii, aby ich nie zżerały, jak informuje nas przemiły brat Atanazy. Po śniadanku spożytym w klasztornych krużgankach wyruszamy na podbój Konstantynopola. Przedtem jednak w sklepiku z telefonami komórkowymi zaopatrujemy się w Istanbul Kart – uniwersalny elektroniczny karnet na wszelkie środki lokomocji, w tym statki pływające po Morzu Marmara, z Europy do Azji i po Bosforze. Karnet ten (w cenie 7€) okaże się najbardziej żarłocznym elementem naszej eskapady – każdego dnia doładowujemy go średnio za 50 tl. Długo nie mogę połapać się w taryfach, dopiero w jednym autobusie spostrzegam to:

Taryfa cen przewozów komunikacją miejską Stambułu

Z Bülyükdere (będące dzielnicą Sariyer) do centrum najszybciej dostać się na dwa sposoby: albo bezpośrednio, autobusem nr 25 w różnych wariantach (T na Taksim, E do Kabataȿ itd.), albo jednym z licznych autobusów do Haciosman - końcowej stacji metra M2 (najlepszym jest 150 lub 151 – kursują sprawnie, dość krótką drogą). Są też niezliczone busiki, jednak nie korzystamy z nich, bo są ciasne i niezbyt komfortowe.
Nasze spotkanie z miastem zaczyna się na placu Taksim – wymieniamy trochę euro (kurs ok. 2,9 tl za 1 €) i w blasku poranka przemierzamy ulicę Istiklal – główną promenadę dawnej Pery (zwanej po turecku Beyoğlu).




Z mojego przewodnika:
Dawna Pera (Beyoğlu), zajmująca strome wzgórze na północnym brzegu Złotego Rogu, podzielona jest współcześnie na kilka dzielnic, m.in. Beyoğlu, Tophane, Galata, Karaköy, Galatasaray i Taksim. „Nowe Miasto” na drugim brzegu Złotego Rogu od wieków było kosmopolityczną enklawą owianą aurą rozpusty i dekadencji – i do dziś pozostało europejskie i rozrywkowe.
Pierwsi mieszkańcy Pery (z greckiego: ląd „po drugiej stronie”) przybyli z Byzasem w VII w. p.n.e. i zamieszkali na drugim brzegu Złotego Rogu, porosłym wtedy przez drzewka figowe. Przez 15 wieków miejsce to znane było jako Sycae (po grecku sika: figa). W czasach Teodozjusza Sicae, wliczone w poczet dzielnic Konstantynopola, miało własne mury, port, forum i termy. Z wieży tutejszego fortu do wieży po drugiej stronie zatoki biegł słynny łańcuch zabezpieczający wejście do Złotego Rogu. W IX w. nazwę Sycae zaczęła wypierać „Galata”, stosowana zamiennie z „Pera”. Dzisiejsza nazwa tej części Stambułu, Beyoğlu, znaczy po turecku „syn pana” i odnosi się prawdopodobnie do nawróconego na islam syna ostatniego cesarza Trapezuntu.  
Pera co najmniej od czasów bizantyjskich zamieszkiwana była przez cudzoziemców. Na wybrzeżu Złotego Rogu po drugiej stronie cesarskiego miasta jako jedni z pierwszych osiedlili się żydowscy kupcy, którzy dostarczali jedwabiu tak pożądanego przez rozmiłowany w luksusie Konstantynopol. W XIV w. cesarze z dynastii Komnenów utworzyli tu strefę wolnego handlu dla Genueńczyków, wyrażając w ten sposób wdzięczność za pomoc w pozbyciu się krzyżowców. Genueńczycy wybudowali wieżę Galata i fortyfikacje, a w okresie upadku Bizancjum kontrolowali prawie 90% wpływów z ceł handlowych. Podczas obrony Konstantynopola wykazali się opieszałością zdaniem Bizantyjczyków i zbytnią gorliwością zdaniem Turków – jednak Mehmed Zdobywca mimo wszystko pozostawił im neutralność polityczną i handlową, pozbawiając wszak prawa do murów, uzbrojenia i budowy nowych kościołów. Dla zachęty do rozwoju handlu wybudował im na nabrzeżu bedesten istniejący do dziś.
W różnych okresach dziejów Pera funkcjonowała jako miasto w mieście, z własną flotą, kościołami, młynami wodnymi, bazarem i tawernami, w których podawano alkohol i wieprzowinę. Miewała też okresy prawnej autonomii. W XVI w., kiedy Stambuł był największym miastem Europy, ludność nie-muzułmańska stanowiła jedną trzecią jego populacji. Sułtani bardzo potrzebowali kontaktów z Europą i europejskich specjalistów, toteż udzielili chrześcijanom osiedlonym w Perze wielu swobód. Jedyne, czego nie mogli oni robić, to bić w dzwony w swoich kościołach, aby przypadkiem nie zagłuszyć muezzinów nawołujących wiernych na modlitwę.
Z biegiem czasu coraz więcej krajów nawiązywało stosunki dyplomatyczne z Wysoką Portą, a w Perze, obok kupców pojawili się bankierzy i dyplomaci. W odróżnieniu od pierwszych, zajmujących tereny blisko nabrzeża, objęli w posiadanie górną strefę, rychło zmieniając ją w dzielnicę reprezentacyjnych gmachów, pięknych rezydencji i willi w ogrodach. Główna aleja dyplomatycznej Pery, Grande-Rue de Péra (dziś: Istiklal Caddesi) na przełomie XIX i XX w. była najelegantszą ulica miasta. 
W 1847 r. do miasta przybyła opera w osobie Giuseppe Donizettiego (brata Gaetano), sprowadzonego na dwór Abdülmecida I jako nauczyciela muzyki europejskiej. Kompozytor stworzył słynną orkiestrę janczarów oraz... sporą część jej repertuaru, a także sprowadził włoskich baletmistrzów, by uczyli tańca kobiety haremu. W mieście Naum Efendi wystawiał opery Belliniego czy Berlioza niekiedy przed ich premierą w Paryżu. Pierwszy teatr w Perze, otwarty przez Włochów, wystawiał operę i dramat w różnych językach. W salach balowych zeuropeizowani synowie osmańskiej arystokracji tańczyli walca z rosyjskimi księżniczkami wygnanymi z kraju przez rewolucję bolszewicką, a na oświetlonej lampami gazowymi Rue de Péra i w Pasażu Kwiatowym obowiązywały fraki i cylindry.

Pera z wieżą Galata od strony Złotego Rogu i Karakoy
Główna ulica Pery, Istiklal (Aleja Niepodległości), ma zdecydowanie kosmopolityczny nastrój. Są tu kantory walutowe oferujące najlepsze kursy w mieście, międzynarodowe butiki i sklepy firmowe, salony z elektrosprzętem, ale także liczne sklepy z tureckimi słodyczami i lodami oraz lokanty z kuchnią narodową. Maskotką Istiklal jest zabytkowy jednowagonikowy tramwaj, kursujący pomiędzy pl. Taksim a stacją Tunel.


Maskotka Al. Istiklal: opłata za przejazd w ramach karnetu komunikacji miejskiej.
W szybie cukierni przy Al. Istiklal stykają się różne wymiary miasta
...i jeszcze coś na podrażnienie zmysłów

Beyoğlu była częścią miasta zamieszkiwaną przez licznych Greków i innych cudzoziemców – stąd jej europejski charakter i... liczne świątynie chrześcijańskie ukryte w podwórkach za bramami. 

Nad placem Taksim lewitują kopuły greckiej bazyliki Agia Triada z 1880 r.


Główna fasada kościoła katolickiego pw. św. Antoniego Padewskiego z 1913 r.

Zaglądamy do kościoła San Antonio – od braci wiemy, że są tam odprawiane msze św. po polsku. Na dziedzińcu świątyni odkrywam fascynującą wystawę fotograficzną dotyczącą kontaktów między Kościołem Wschodnim a Zachodnim. Na fotografiach spotkania papieży Rzymu z patriarchami Konstantynopola (już nie obrzucają się nawzajem klątwą, jak w 1054 roku, lecz rozmawiają z widoczną troską na obliczach...). W kościele odprawiane są msze św. po turecku, włosku, angielsku i...polsku (w dolnej kaplicy).



Kościółek franciszkański Santa Maria Draperis z 1789 r.
W zaułku nieopodal Pasażu Kwiatowego znajdujemy pijalnię świeżych soków owocowych – i zamawiamy po wielkim kubku koktajlu z truskawek, melonów, ananasów i bananów (po 14 tl). 


Świeże soki owocowe należą do specjalności tej dzielnicy – największe zagęszczenie kiosków z sokami występuje w okolicach wieży Galata (po drugiej stronie Złotego Rogu można na nie natrafić jeszcze w okolicach Bazaru Korzennego/Egipskiego). 
Kiedy tylko mogę staram się napić soku z granatów, który jest nadzwyczajnym eliksirem zdrowotnym. 
Ceramiczne granaty po 70 tl za 3 szt.
Nie na darmo wizerunek owocu granatu należy do najpopularniejszych talizmanów na Bałkanach.

z mojego przewodnika:
Kosmopolityczne powaby Pery przyciągnęły, wśród wielu innych, zapatrzonego w Zachód i rozmiłowanego w mocnych trunkach młodego oficera nazwiskiem Mustafa Kemal. Bale, spektakle operowe i teatralne, w których wtedy uczestniczył, zaowocowały wiele lat później europeizacją tureckiej kultury w okresie Republiki Tureckiej.
Lata 1970-te to szczyt upadku Pery, pozbawionej resztek kosmopolitycznej społeczności. Ten smutny epizod przejmująco opisał Orhan Pamuk w powieści Stambuł. Istiklal Caddesi stała się zapuszczonym centrum mrocznego światka przestępczości, domów publicznych, strip klubów. Dopiero w połowie lat 1980-tych przemieniona w promenadę spacerową ulica z odnawianymi stopniowo pasażami, secesyjnymi budowlami i otwieranymi masowo kafejkami, międzynarodowymi butikami, sklepami i księgarniami zaczęła odradzać się do dawnej świetności. Dziś znów jest kosmopolityczną osią „Nowego Miasta”, wypełnioną tłumami modnie ubranych młodych stambulczyków i cudzoziemców, okupujących ją aż do późnej nocy w drodze do barów, kafejek, sklepów i na alternatywne koncerty.

Uliczka Galip biegnąca obok wieży Galata do Karaköy w ciągu ostatniego roku zyskała nowe oblicze: równiutki bruk, ładne sklepiki z dobrej jakości pamiątkami, zero śmieci i rozgardiaszu. I tutaj widać, że dawny, orientalny Stambuł znika z powierzchni Ziemi. 

Wieża Galata: relikt genueńskich fortyfikacji z 1348 r. Ze szczytu (wjazd 30 tl) roztacza się świetny widok na historyczny półwysep i Złoty Róg
W jednej z malutkich galerii-kawiarni przy Galip znajdujemy taki oto fresk – jedną z najcelniejszych puent na temat miasta:

"Stambuł: dla nich chaos, dla nas dom"
Na moście Galata wsiadamy w tramwaj, który przez eleganckie, starannie odrestaurowane i wybrukowane ulice dzielnicy Sultanahmet zawozi nas na plac o tej samej nazwie.
z mojego przewodnika:
Sercem historycznego półwyspu i zarazem jego najpiękniejszym zakątkiem jest  rozległy plac Sultanahmet, położony przy wschodnim wierzchołku. W czasach bizantyjskich obszar ten, oddzielony od reszty miasta gigantycznym hipodromem, zajmował rozległy kompleks pałacu cesarskiego z rezydencjami, budynkami administracyjnymi, termami i kościołami. Dziś jest to zespół bezcennych zabytków i wypielęgnowanych parków, tłumnie nawiedzany przez turystów z całego świata.
Nad północną częścią placu góruje Ona: majestatyczna bazylika Hagia Sophia; nad południową On: Meczet Sultanahmet, zwany Błękitnym. Między nimi zielenią się drzewa, kwitną kwiaty, tryskają fontanny, a wokół stoi kilka cennych muzeów i zabytkowych meczetów. Od zachodu do Błękitnego Meczetu przylega wielki obszar dawnego Hipodromu, zwany w czasach osmańskich At Meydaní.  

Błękitny Meczet i jego 6 minaretów


Dawny Hipodrom z egipskim obeliskiem w głębi i Muzeum Sztuki Muzułmańskiej w tle.
Monumentalny dziedziniec Błękitnego Meczetu

Przechodzimy przez Hipodrom, dziedziniec Błękitnego Meczetu (zamkniętego chwilowo dla turystów z powodu modłów trwającego właśnie Ramadanu), szemrzący fontannami park Sultanahmet aż stajemy u stóp Bazyliki Świętej Mądrości Bożej. 

Ogrody Błękitnego Meczetu z lewitującą kopułą Bazyliki Agią Sofia w tle

Za każdym razem, kiedy widzę tę budowlę, przeżywam wielkie wzruszenie i fizyczny dreszcz na plecach. Taka jest wielka, majestatyczna i... wiekowa. Tym razem podobne odczucia dzieli ze mną mój syn.

Agia Sofia - tym razem prawie bez minaretów.

 Wchodzimy na dziedziniec (wstęp całe 30 tl, jednak Dwunastolatkowi jeszcze do końca roku przysługuje gratis). Wieki pozostawiły własne piętno w postaci szczątków fundamentów bazyliki Konstantyna z IV w. oraz walających się wszędzie marmurowych rzeźbionych detali. Turcy nie chcieli być gorsi: dodali złoconą studnię i cztery minarety. Oficjalny status budowli brzmi: Muzeum. Jednak powietrze we wnętrzu aż wibruje energią nie z tego świata. Spod dość banalnych wzorków, którymi muzułmanie pokryli bluźniercze chrześcijańskie wizerunki, wyzwalają się stopniowo przecudnej urody mozaiki. Geometryczne i figuralne. A zagadkowe sześcioskrzydłe postaci Serafinów (...”Cheruby, Serafinowie ślą wieczystej pieśni głosy...” nuci mi się w głowie) i ogromne medaliony chwalące Allacha w żagielkach kopuły głównej wibrują tym samym TeDeum wzmacniając się nawzajem jak wielokrotne echo. Z biciem serca wspinam się na galerię – tam, na wprost Madonny, lewitującej w złotym blasku nad nieistniejącym ołtarzem, słuchała mszy cesarzowa ze swoim dworem. Bicie serca powoduje u mnie każdorazowo zielonooki Chrystus z XIII-wiecznej mozaiki Deesis. Widziałam wiele wizerunków Jezusa – żaden lepiej nie oddaje majestatu połączonego z głębią wyrozumiałej miłości... 

"...i rajskiego kraj żywota otworzyłeś wiernym sobie..."

Po dokładnym obejrzeniu wszystkich zakamarków i detali konkludujemy, że świątyni przydałoby się gruntowne oczyszczenie – pozbawione czarnego osadu marmury i mozaiki dają dopiero pojęcie o nieskończonym przepychu (i wszechobecnej symbolice mistycznej) tej niezwykłej budowli.

z mojego przewodnika:
Kościół Świętej Mądrości Bożej, arcydzieło architektury wszechczasów, synteza Wschodu i Zachodu, symbol Bizancjum, nadal wywołuje w patrzącym dreszcz zachwytu porażając faktem, że stoi w tym miejscu od dnia konsekracji 26 grudnia 537 r. niewzruszona przez trzęsienia ziemi ani upadki imperiów. Przez długie wieki największa świątynia świata wygląda jak konglomerat masywnych murów, łuków i przypór zwieńczony olbrzymią kopułą o średnicy 30 metrów. Cztery minarety w rogach budowli są wyraźnie obcym elementem, jednak nie pozwalają zapomnieć o fakcie, że tysiąc lat po konsekracji świątynia na pięć wieków zmieniła wyznanie. Główny kościół cesarstwa w czasach bizantyjskich stał się imperialnym meczetem epoki osmańskiej, by w dobie Republiki przeżyć desakralizację i zostać tym, czym jest obecnie: bezcennym muzeum obleganym przez tłumy zwiedzających.
Według historyków bizantyjskich pierwsza bazylika Agia Sofia, powstała prawdopodobnie za panowania Konstantinusa, syna Konstantyna Wielkiego (w 360 r.), jednak po niespełna półwieczu spłonęła podczas zamieszek. Po kilku latach została odbudowana przez Teodozjusza II; tym razem potrwało ponad sto lat, zanim powtórnie legła w gruzach podczas powstania Nika w 532 r.
Po stłumieniu zamieszek, ledwo wystygły zgliszcza, cesarz Justynian zarządził wyburzenie okolicznych zabudowań i uprzątnięcie placu pod gigantyczną inwestycję, jaką była konstrukcja trzeciej świątyni. Justynian nie zamierzał liczyć środków: sprowadził najlepszych rzemieślników ze wszystkich zakątków imperium, najdroższe marmury z kamieniołomów Egiptu, Grecji i Azji Mniejszej. Dozór nad pracami konstrukcyjnymi powierzył dwóm greckim matematykom z Azji Mniejszej: Anthemiusowi z Tralles, który przekładał teorie Archimedesa na zasady architektury oraz Isidorusowi z Miletu, znawcy Platona i Pitagorasa. W 5 lat i 10 miesięcy, za sprawą siedmiotysięcznej armii murarzy, kamieniarzy, malarzy, tynkarzy, mozaikarzy i innych specjalistów śmiałe, eksperymentatorskie plany przybrały fizyczną postać kościoła, który zadziwił świat. W dzień konsekracji Patriarcha Menas przyjął cesarza u zachodnich wrót zwanych Orea Porta („Piękna Brama”). Kiedy Justynian wkroczył do skrzącego się od marmurów i mozaik wnętrza wykrzyknął ponoć z cesarską skromnością: „Sława Bogu, który uczynił mnie godnym dokonania tak wielkiego dzieła! Salomonie, przewyższyłem cię!”
Dziewięćset lat później Mehmed Zwycięzca wkroczył do Konstantynopola wieczorem 28 maja 1453 r. i pierwsze kroki skierował do Bazyliki. W odróżnieniu od swoich żołnierzy stanął u jej wrót, schylił się po garść ziemi, którą posypał turban w geście uniżenia przez Bogiem. Na jego rozkaz ktoś wszedł na kazalnicę, z której oznajmił: „Nie ma Boga poza Allahem a Mahomet  jest Jego Prorokiem”. Tak oto Agia Sofia stała się meczetem. Nazwy nie zmieniono, gdyż Mądrość Boża przynależy również Allahowi.
Dziejowe zapaści
Dnia 13 kwietnia 1204 r.wenecko-francusko-flamandzka armia IV krucjaty wtargnęła do miasta, mordując, grabiąc i paląc. Pijani żołdacy wkroczyli do Bazyliki, rozszarpali ołtarz i ikonostas, dzieląc się złotem i srebrem. Złote naczynia liturgiczne najpierw posłużyły do dalszego pijaństwa a następnie stały się łupem; święte księgi zostały podarte i wdeptane w ziemię, a francuska prostytutka tańczyła na patriarszym tonie wyśpiewując sprośne piosenki. Kronikarz wspomina jeszcze, że osiołki i muły wprowadzone do świątyni, ślizgały się i upadały na wypolerowanych marmurowych posadzkach.
Dwa i pół wieku później, wieczorem 28 maja 1453 r., lud obleganego przez Turków Konstantynopola zgromadził się w Bazylice na ostatniej liturgii, błagając Boga o wybawienie. Niestety, następnego ranka hordy upojonych zwycięstwem osmanów wlały się do miasta, kierując kroki wprost do świątyni, gdzie chroniły się tysiące mężczyzn, kobiet, dzieci, mnichów i zakonnic. Rozjuszeni żołdacy wielu zabili na miejscu, a dziewczęta i chłopców powiązanych w pary omal nie roznieśli w brutalnej próbie gwałtu. Złote i srebrne naczynia liturgiczne, relikwiarze i klejnoty kościelne znów padły łupem najeźdźców, a ołtarze posłużyły jako stoły biesiadne.
Wnętrze Bazyliki
Główne wejście prowadzi przez centralną Bramę Cesarską, niegdyś zarezerwowaną wyłącznie dla panujących. Według legendy skrzydła drzwi wykonano z Arki Noego. Podłużny exo-narteks wieńczy sklepienie pokryte w całości złotą mozaiką. W lunecie ponad Bramą Cesarską widnieje mozaika Leona VI. Przedstawia ona tronującego Chrystusa, który w lewej ręce trzyma Ewangelię otwartą na słowach: „Pokój z wami. Ja jestem Światłością świata”, a prawą błogosławi cesarza Leona VI (zwanego Mądrym, dzięki zamiłowaniu do teologii, choć burzliwe życie osobiste doprowadziło go do ekskomuniki...).
Wnętrze Bazyliki wykazuje zdolność pomniejszania ludzi, właściwą tylko największym świątyniom świata. Kopuła o średnicy ponad 30 m, wsparta na czterech potężnych nieregularnych filarach, wznosi się na 56 m ponad posadzką.
Agia Sofia: wnętrze kopuły z sześcioskrzydłymi Serafinami w żagielkach


 Filary połączone są czterema wielkimi łukami, z których wyrastają cztery pendentywy, przekładające kwadrat na okrąg kopuły. Nawę obiegają galerie wsparte na ozdobnych filarach i kolumnach. Wnętrze Bazyliki, niegdyś lśniące od złotych mozaik i błyszczące od wypolerowanych marmurów, dziś otula półmrokiem, zakłócanym przez ostre refleksy słoneczne z okien pod kopułą. Rozstawione rusztowania konserwatorów i pomieszanie symboli religijnych wespół z głosami przewodników i zwiedzających potęgują uczucie braku sacrum – świątynia została sekularyzowana przez Atatürka w 1935 r. wśród utyskiwań wiernych muzułmanów.
Ściany i filary pokrywają różnokolorowe: zielone, czerwone, białe i fioletowe marmury. Specyficzny sposób cięcia bloków na płyty, układane później jak otwarte strony książki, daje niecodzienny „lustrzany” efekt marmurowego desenia. Śnieżnobiały kontrapunkt tworzą koronkowe kapitale kolumn będące bizantyjską trawestacją korynckiego kosza z liśćmi akantu. W bocznych nawach oraz w 13 oryginalnych żebrach kopuły zachowały się szczątki nie figuratywnych mozaik z czasów Justyniana. W sklepieniu absydy widnieje piękna mozaika z 867 r. przedstawiająca Madonnę z Dzieciątkiem. Maria Panna w granatowym płaszczu spoczywa na wysadzanym klejnotami, wyściełanym tronie, a jej ręce delikatnie obejmują Jezusa, który w lewej dłoni trzyma Pismo św. a prawą unosi w geście błogosławieństwa. Cała scena lśni w blasku złotego tła. Nieco dalej na prawo, w południowym łuku znajdują się szczątki mozaiki przedstawiającej Archanioła Gabriela o nieziemsko pięknym obliczu i barwnych skrzydłach sięgających ziemi. Po przeciwnej stronie absydy był niegdyś wizerunek Archanioła Michała, z którego zachowało się zaledwie kilka piór. Ponad arkadami galerii po północnej stronie nawy można dostrzec trzy dalsze mozaiki z wizerunkami Ojców Kościoła: Ignatiusa Młodszego, Jana Chryzostoma i Ignatiusa Theoforusa.
Na południowym krańcu podłużnego narteksu znajdują się drzwi wiodące do Przedsionka Wojowników, przez który obecnie prowadzi wyjście ze świątyni. (Nazwa przedsionka wzięła się stąd, że w tym miejscu czekała cesarska straż przyboczna w czasie gdy władca uczestniczył w liturgii.) Na sklepieniu westybulu zachowały się ładne geometryczne mozaiki z czasów Justyniana, jednak prawdziwą perełką jest dopiero mozaika w lunecie ponad drzwiami (którą można dokładnie obejrzeć w wielkim lustrze). Odkryty w 1933 r. obraz, wykonany prawdopodobnie na przełomie X i XI w., w czasach Bazylego Bułgarobójcy, przedstawia Konstantyna i Justyniana w towarzystwie Madonny z Dzieciątkiem. Pierwszy z władców ofiaruje model ufortyfikowanego Konstantynopola, drugi model swojej świątyni Agia Sofia.
Spiżowe wrota, którymi wychodzi się z Bazyliki, są dziełem hellenistycznych rzemieślników z II w. p.n.e. Pierwotnie należały do antycznej świątyni w Holmi; na obecnym miejscu znalazły się w X w.
Osmańskie modyfikacje
Pierwszą rzeczą dodaną Bazylice przemienionej na meczet był mihrab (wnęka modlitewna), który zastąpił sanktuarium w absydzie a następnie mimbar (kazalnica) – obydwie za panowania Mehmeda Zwycięzcy. W XVI w. zbudowano kamienne podesty do czytania Koranu i podium na wysmukłych kolumnach dla muezzinów, jak również alabastrowe baseny na wodę w zachodnich eksedrach. Tron kaznodziei między kolumnami północnej arkady powstał w XVII w. a wielka loża sułtańska w północno-wschodniej eksedrze w poł. XIX w. W tym samym czasie dodano najbardziej kontrowersyjny element wystroju w postaci ogromnych zielonych medalionów w górnej części nawy, będących z jednej strony wybitnymi przykładami osmańskiej kaligrafii, z drugiej jednak zupełnie obcym elementem, zakłócającym harmonię wnętrza. Medaliony, zawierające imiona Allaha, Mahometa oraz pierwszych kalifów i imamów, są dziełem Mustafy Izzeta.
Pierwszy minaret wzniósł Mehmed Zwycięzca w południowo-wschodnim narożniku, drugi postawił jego syn Bajazyd po przeciwnej stronie. Dwa ostatnie, przy zachodniej elewacji, są dziełem Sinana, powstałym XVI w.
W ogrodzie przy południowo-wschodniej elewacji Bazyliki znajdują się osmańskie mauzolea z XVI w. Spoczywa w nich pięciu sułtanów, kilka żon sułtańskich i liczne książęta.
Galerie
Wejście na galerie obiegające wnętrze Bazyliki znajduje się przy północnym końcu narteksu. Zamiast schodów zbudowano tu rampy, po których można było nawet wjechać konno. Wspinaczka mrocznym kamiennym korytarzem, po prostokątnej spirali o nierównej posadzce, jest swoistą podróżą w czasie. Kiedy rampa się kończy, oczy zostają zalane blaskiem zanim skonstatują ze zdziwieniem, że oświetlone słońcem, lśniące od marmurów galerie mają szerokość reprezentacyjnej miejskiej alei. Pierwotnie była to domena kobiet. Dziś w galeriach urządzono wystawę fotogramów mozaik, których oryginały kryją się w różnych niszach, zakamarkach i na ukrytych w cieniu stronach filarów.
Pierwsza widoczna mozaika na wschodniej płaszczyźnie pierwszego filara północnej galerii przedstawia cesarza Aleksandra, brata Leona VI, który rządził imperium zaledwie przez rok, w 913 r. Została ona odkryta w 1958 r.
Najpiękniejsze mozaiki kryją się w południowej galerii, do której prowadzą kunsztownie rzeźbione marmurowe wrota zwane Bramą Niebios i Piekieł. Tuż za nimi, na ścianie pierwszej niszy po prawej stronie znajduje się jeden ze szczytowych wytworów całej sztuki bizantyjskiej – mozaika Deesis. Z pokaźnego obrazu zachowały się tylko fragmenty przedstawionych na nim postaci: Chrystusa stojącego pomiędzy Matką Bożą a św. Janem Chrzcicielem. 

Deesis: twarz Matki Bożej

Niesłychanie piękne, malarsko subtelne oblicza całej trójki, datowane na epokę Paleologów (wczesny wiek XIV) cudem uniknęły zniszczenia.
Na wschodnim końcu południowej galerii zachowały się jeszcze dwie mozaiki. Pierwsza przedstawia cesarza Jana Komnena i cesarzową Irenę, składających ofiary tronującej Madonnie z Dzieciątkiem. Cesarz trzyma worek ze złotem – nawiązanie do daru dla Bazyliki w postaci 1000 sztuk złota. Cesarzowa, która ma w dłoni zwój, z domu Piroszka Arpadówna, zasłynęła z wielkiej pobożności i została kanonizowana (podobnie jak jej ojciec, węgierski król Szent László).

Agia Irini - księżniczka węgierska na bizantyjskim tronie
 Na pobliskim filarze widnieje dalszy ciąg rodzinnej sceny w postaci wizerunków cesarza Jana wraz z jego i Ireny synem, Aleksiusem, który został współ-cesarzem w wieku 17 lat. Cały obraz pochodzi z pocz. XII w.
Na lewo od tej sceny znajduje się owiana aurą skandalu mozaika z postaciami cesarzowej Zoë i Konstantyna IX Monomacha otaczającymi tronującego Chrystusa. Gdy przyjrzeć się dokładniej dziełu (o sto lat młodszemu niż poprzednie i wyraźnie mniej kunsztownemu) można zauważyć, że głowy wszystkich trzech postaci były zmienione w stosunku do oryginału. Zmiana dotycząca Konstantyna IX jest łatwo wytłumaczalna: był on trzecim mężem cesarzowej; poprzednie oblicze należało najpewniej do pierwszego małżonka zamordowanego w kąpieli z przyzwoleniem wiarołomnej żony. Zoë, przedstawiona jako młodzieńcza piękność, była postacią o bujnym i bynajmniej nie świątobliwym życiorysie. Po utarczce z adoptowanym synem Michałem V, który zamknął ją w klasztorze, Zoë znikła z mozaiki, by pojawić się, w odrodzonej postaci, po powrocie do władzy i kolejnym małżeństwie w wieku 64 lat.

Chrystus, Konsytantyn i odmłodzona Zoe

Wśród innych ciekawostek ukrytych na galeriach warto wspomnieć o kręgu z zielonego marmuru w posadzce zachodniej galerii, który wyznaczał miejsce tronu cesarzowej. Ze swego miejsca miała ona doskonały widok na liturgię w dole a także na całe wnętrze Bazyliki. Tuż za Wrotami Niebios i Piekieł, w posadzce naprzeciw mozaiki Deesis, znajduje się płyta nagrobna weneckiego doży Henryka Dandolo, jednego z dowódców najazdu na Konstantynopol w czasie IV krucjaty. Przez ponad rok rządził on połową podbitego miasta.
W wielu miejscach na ścianach galerii można dostrzec rozmaite napisy i rysunki, wyryte przez najwyraźniej znudzonych uczestników przydługich liturgii. Niektóre zawierają nazwiska, daty i nazwy miejscowości, inne to rysunki, jak ten na pierwszym filarze północnej nawy, z płynącym na falach galeonem.


Widok z okienka galerii Bazyliki Agia Sofia; w głębi Błękitny Meczet

Po intensywnym zwiedzaniu udajemy się do miejscowej lokanty – restauracyjki ze smakowitymi potrawami, kuszącymi przechodniów zza oszklonej witryny. Jeszcze nie zdarzyło mi się rozczarować smakiem tego jedzenia – jest po prostu wyśmienite, a do tego prawdziwe, bez oszukańczych dodatków (nie mówiąc o tym, że łatwo strawne o odżywcze – ale o tym w innym miejscu).

Tureckie jedzenie zniewala wyglądem i smakiem
Następnie oglądamy Million – antyczny „kilometr zerowy”, skąd liczono odległości do różnych miejsc ówczesnego świata. Obok jest wejście do podziemnych cystern – odwiedziliśmy je z Mężem zeszłej wiosny. W tym miejscu przypomniał mi się wiosenny Stambuł – morze tulipanów, kwitnące judaszowce i zapach kwiatów w powietrzu.

Judaszowce kwitnące na placu Sultanahmet. W głębi Miliarium Aureum.


Miliarium Aureum - "złoty kamień milowy" - kilometr zerowy Konstantynopola.

Yerabatan Sarayi - "Zatopiony Pałac" - Cysterna Bazyliki. Rezerwuar wody z czasów Justyniana.

Głowa Meduzy jako postument filaru cysterny: przykład antycznego recyklingu

Kierujemy kroki na dworzec kolejowy Sirkeci. Oczywiście odrestaurowany. Odjeżdżają stąd międzynarodowe pociągi tylko do Sofii (połączenia z Salonikami i Belgradem zlikwidowano). W bocznym skrzydle, od wielu lat, odbywają się spektakle z udziałem wirujących derwiszów (które jednak nie dorównują siłą wyrazu podobnym przedstawieniom w Kairze...). Przy dworcu wsiadamy w tramwaj i jedziemy na ulubiony Kabataȿ. Znajdujemy ofertę rejsu hop on hop off po Bosforze (15 tl/os). Wsiadamy na stateczek i płyniemy w bajkowy rejs po zielonkawo-niebieskiej cieśninie dzielącej Europę od Azji. Bajkowy, bo chylące się z wolna ku zachodowi słońce oświetla azjatycki brzeg, wydobywając każdy szczegół jego stylowych nadbrzeżnych rezydencji w ukwieconych ogrodach, z basenami, tarasami i malutkimi przystaniami.

W stronę Bosforu: na wprost brzeg azjatycki, w głębi pierwszy (z trzech) mostów nad Cieśniną

Boğaziçi Köprüsü - pierwszy most nad Bosforem. Długość 1560 m. wysokość nad wodą 64 m, wysokość pylonów 165 m

Azjatycki brzeg: ciąg luksusowych rezydencji nad samym Bosforem...

Azjatycki brzeg Bosforu: cd.

Azjatycki brzeg Bosforu: cd.

Azjatycki brzeg Bosforu: cd.

Azjatycki brzeg Bosforu: Küçüksu - rezydencja sułtana Abdulmecida I w 1856 r. Dziś muzeum.

Azjatycki brzeg Bosforu: charakterystyczne wille w kolorze ochry

Azjatycki brzeg Bosforu: w tle jedna z 3 baszt tiwerdzy Rumelihisari z XV w.
Ten bardzo długi dzień kończy się o 21.00 – wracamy do Bülyükdere. Jemy smakowitą kolację w rodzinnej restauracyjce rybnej. Jest smażony labraks, sałatka ze smażonych bakłażanów, surówka z pomidorów i pide – placek przypominający grecką pitę tyle że bardziej żółty, pulchniejszy, posypany czarnuszką i upieczony w piecu opalanym drewnem. Pycha!

...cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz