Jest upalne czerwcowe popołudnie. Siedzę na tarasie nad
Morzem Egejskim. Serce bije mi jak oszalałe, bo właśnie zaczynam pisać bloga o
wyspach greckich. Noszę się z tym zamiarem od dłuższego czasu, jednak ciągły
brak mocy przerobowych i pewna nieśmiałość techniczna skutecznie powstrzymywały
mnie dotąd od realizacji. Dzisiaj odwiedziła mnie Marta, Blondynka na Greckiej Wsi, która stała się, że tak powiem, akuszerką, przy długo oczekiwanych narodzinach. Marta mieszka w Omolio u stóp masywu Ossy. Na swoim blogu w kapitalny sposób dzieli się celnymi, drobnymi spostrzeżeniami na temat codziennego życia we współczesnej Grecji (i nie tylko). Marta poinstruowała mnie dokładnie, jak zacząć blogować. Za co będą Jej wdzięczne przyszłe pokolenia ;).
Na wyspach greckich spędzam każdą wolną chwilę od kilku lat.
Znam je od kuchni i od sypialni – i tą znajomością chcę się podzielić z tymi,
którzy pragną znaleźć trochę magii i życia innego niż standardowy europejski
wyścig z czasem. Mam zamiar stopniowo opisywać wszystkie zapoznane przeze mnie wyspy
i wysepki. Dla porządku w podziale na archipelagi. Zdjęcia, które niedługo się
pojawią, wykonał w większości mój Mąż i wierny towarzysz wyspiarskich
peregrynacji. Jeśli fotkę wykonał ktoś inny – będzie to wyraźnie zaznaczone.
Sama fotografuję na razie rzadko, gdyż nie czuję się zbyt pewnie na
tym gruncie (moim ulubionym medium jest słowo).
Moja przygoda z wyspami greckimi zaczęła się niespodziewanie
pewnej jesieni kilkanaście lat temu. Znajomi zaprosili mnie do udziału w rejsie
jachtowym po wyspach egejskich.
Pamiętam, jak mozolnie przedzieraliśmy się przez Ruminię i Bułgarię
wysłużonym mikrobusem, jak przejeżdżaliśmy obok ośnieżonego Olimpu i jak w
ciepły wieczór dotarliśmy do Aten, a ściślej do mariny Alimos, gdzie posnęliśmy
w śpiworach na wysuszonym trawniku. Następnego dnia przyjechali właściciele
wypożyczonego przez nas jachtu – przesympatyczna para w średnim wieku: Grek z
żoną Polką, która była artystką grającą na skrzypcach czy wiolonczeli...
Poniższe zdjęcia pochodzą z tamtego rejsu. Wykonał je, jeszcze techniką analogową, jeden z uczestników, profesjonalny fotografik Jacek R. Czasem oglądamy je wspólnie i łezka się w oku kręci - tamtej Grecji z lat 1990-tych już nie ma...
Poniższe zdjęcia pochodzą z tamtego rejsu. Wykonał je, jeszcze techniką analogową, jeden z uczestników, profesjonalny fotografik Jacek R. Czasem oglądamy je wspólnie i łezka się w oku kręci - tamtej Grecji z lat 1990-tych już nie ma...
![]() |
Przystań turystyczna na Santorini z zacumowanym naszym jachtem, anno 1997. (fot. J. Rojkowski) |
![]() |
Hydra: widok na port i stolicę z kościołem Ipapanti i rezydencją Koundouriotisa (fot. J. Rojkowski) |
Koniec
końców pod wieczór podnieśliśmy kotwicę i wyruszyliśmy w rejs. Jeszcze na
wodach zatoki Sarońskiej dopadł nas sztorm, który nękał nas przez całą noc i
który wywołał u mnie pierwszą w życiu i jak dotąd ostatnią chorobę morską o
takim natężeniu, że o mało nie wyrwało mi duszy... O świcie morze się uspokoiło, a niedługo potem przybiliśmy do pierwszej greckiej wyspy, jaką widziałam w
życiu. Była to wyspa Serifos. Do dziś pamiętam malutki port o świcie, przyjazne
nawoływania rybaków i spartańskie sanitariaty z prysznicem, który po sztormowej
bryzie wydawał się największym luksusem świata. Z portu wspięliśmy się ścieżką
przez pachnącą fryganę aż do białego miasteczka, które sprawiało wrażenie
bezludnego, i którego niezmąconą ciszę zakłócił tylko stukot kopyt osiołka
obładowanego koszami ze śmieciami. Na widok kubistycznych domostw i
niezliczonych kościółków o białych i błękitnych kopułach ogarnęła nas gorączka
fotograficzna. W drodze powrotnej napotkaliśmy kilku mieszkańców, którzy
pozdrawiali nas przyjaźnie i próbowali zagadywać – niestety po grecku. Wtedy
nie przeszło mi nawet przez myśl, że kiedyś będę rozmawiać w tym języku.
![]() |
Rybacy i koty - typowy widoczek z portów egejskich. Tutaj chyba Serifos? (fot. J. Rojkowski) |
![]() |
Sifnos. (fot. J. Rojkowski) |
Podczas dwutygodniowego rejsu odwiedziliśmy jeszcze Kretę,
Santorini, Milos, Sifnos, Kithnos, Keę i Eginę. Z uwagi na jesienną porę
(październik) wszystkie wyspy były wyludnione, to znaczy prawie nie było na
nich turystów, co nadawało im nostalgiczną atmosferę. W dodatku pogoda też była
jesienna – kilka razy kołysały nas sztormy, nie zawsze świeciło słońce i wcale
nie było tak gorąco... Pamiętam na przykład kąpiel w jaskini morskiej
Papafragas na wyspie Milos – po obejrzeniu folderów spodziewaliśmy się turkusowej
wody, która z braku słońca okazała się burozielona. Po spotkaniu z delfinami u
wybrzeży Krety, które przeskakiwały nad pokładem, puszczały do nas perskie
oczko i wprawiły całą załogę w stan bliski euforii – nabrałam pewności, że na
pewno wrócę na wyspy greckie. Nie wiedziałam tylko, kiedy i w jaki sposób.
![]() |
Santorini. Kamari. (fot. J.Rojkowski) |
![]() |
Santorini, Thira. Pierwszy zachwyt wulkanicznymi klifami z białą zabudową. (fot. J. Rojkowski) |
![]() |
Milos, port Adamas ? (fot. J. Rojkowski) |
Za zamieszkiwane uznaje się od 140 do 227 wysp. Wyspy
greckie zadziwiają mnie. Są jak miasteczka i wioski, które chociaż położone
blisko siebie, mają całkowicie odmienny, oryginalny charakter. I jakkolwiek
uwielbiam je wszystkie, niektóre mają w moim sercu miejsce szczególne. To te,
na których mój opiekuńczy Geniusz Podróży działa najskuteczniej. To te, na
których wydarzają się magiczne spotkania i takie niby przypadki, które wcale
nie są przypadkami. Pierwszą wśród nich jest Kreta, później Samotraka,
Nissiros, Kalimnos, Thira, Milos, Lefkada, Samos, Lipsi... I pewnie będą
następne.